Dzisiaj drugi dzień wyborów w Czechach. Polskie media póki co nie komentują tego wydarzenia z takim zapałem jak wyborów niemieckich czy francuskich, chociaż akurat z Czechami mamy poza granicą więcej wspólnego niż z Francją. Dzieje się tak pewnie dlatego, że i tak wiadomo, kto będzie zwycięzcą.
Najlepszy komentarz odnośnie toczących się wyborów zamieścił chyba dziennik Hospodařské Noviny. Można w nim przeczytać: Żyjemy w najlepszych możliwych czasach, w kraju, który dzięki Unii Europejskiej - tak przez nas nieznoszonej - ma najlepsze wyniki ekonomiczne w swojej historii. Mimo to w naszej Republice rządzi jakiś rodzaj złości, której emanacją jest wielość partii dających się najlepiej określać przymiotnikami "faszystowska, nacjonalistyczna, likwidacyjna, despotyczna, tyrańska". I to jest jedną z konsekwencji długotrwałego pomijania w debatach publicznych poważnych tematów.
Co do najlepszych możliwych czasów, to Julia Hrstkova ma w sumie rację - Czechy nie leżą na żadnym uskoku tektonicznym, więc nie grozi trzęsienie ziemi jak w Lizbonie w 1755:
Praga jest bezpieczna, nie ma więc ryzyka, że niepoprawna czeska optymistka skończy jak Kandyd albo Kunegunda, co oznacza, że żyje ona w najlepszym z możliwych światów. Optymizm ten podziela zresztą spółka Alphabet Inc., wedle której wszyscy z wyjątkiem urny wyborczej cieszą się z wyborów jak głupi do sera, głosząc chwałe święta demokracji:
Poza tym jednak z wnioskami Hrstkovej trudno się nie zgodzić - zarówno w czeskim, jak i polskim kontekście. Debaty publiczne krążą wokół tematów drugo- czy trzecio- rzędnych, podczas gdy kwestie poważne, takie jak systemy emerytalne, nierówności społeczne, regulacja i deregulacja rynków, konsolidacja korporacji i tym podobne, leżą odłogiem albo zajmują margines. Pod tym względem Polska jest nawet trochę lepsza, bo pojawiły się alternatywne partie, które choć czasem w niezbyt szczęśliwy sposób, to jednak konsekwentnie starają się choćby część z tych zagadnień wprowadzać do dyskursu społecznego. Tak chyba bowiem trzeba interpretować działanie partii Razem. W Czechach tego typu ugrupowanie nie istnieje w poważniejszej skali.
Co oznacza, że przez następne 4 lata poważne tematy nie pojawią się w polityce. Konsekwencją tego będzie zaś, że w następnych wyborach partii "faszystowskich, nacjonalistycznych, likwidacyjnych, despotycznych, tyrańskich" będzie jeszcze więcej i będą jeszcze silniejsze.
Panuje przekonanie, że te wybory będą dla Czech wyjątkowo ważne. Zapewne tak jest... Znacznie ważniejsze będą jednak następne wybory, po wyniku tych nie sposób bowiem oczekiwać nic dobrego. Za 4 lata gra się będzie toczyć z całą pewnością o jeszcze wyższą stawkę. Przynajmniej Czesi mają szanse na demokratyczne wybory - Węgrów to nie dotyczy, Polaków zapewne też nie.
Najlepszy komentarz odnośnie toczących się wyborów zamieścił chyba dziennik Hospodařské Noviny. Można w nim przeczytać: Żyjemy w najlepszych możliwych czasach, w kraju, który dzięki Unii Europejskiej - tak przez nas nieznoszonej - ma najlepsze wyniki ekonomiczne w swojej historii. Mimo to w naszej Republice rządzi jakiś rodzaj złości, której emanacją jest wielość partii dających się najlepiej określać przymiotnikami "faszystowska, nacjonalistyczna, likwidacyjna, despotyczna, tyrańska". I to jest jedną z konsekwencji długotrwałego pomijania w debatach publicznych poważnych tematów.
Co do najlepszych możliwych czasów, to Julia Hrstkova ma w sumie rację - Czechy nie leżą na żadnym uskoku tektonicznym, więc nie grozi trzęsienie ziemi jak w Lizbonie w 1755:
fot. wikipedia |
Praga jest bezpieczna, nie ma więc ryzyka, że niepoprawna czeska optymistka skończy jak Kandyd albo Kunegunda, co oznacza, że żyje ona w najlepszym z możliwych światów. Optymizm ten podziela zresztą spółka Alphabet Inc., wedle której wszyscy z wyjątkiem urny wyborczej cieszą się z wyborów jak głupi do sera, głosząc chwałe święta demokracji:
Poza tym jednak z wnioskami Hrstkovej trudno się nie zgodzić - zarówno w czeskim, jak i polskim kontekście. Debaty publiczne krążą wokół tematów drugo- czy trzecio- rzędnych, podczas gdy kwestie poważne, takie jak systemy emerytalne, nierówności społeczne, regulacja i deregulacja rynków, konsolidacja korporacji i tym podobne, leżą odłogiem albo zajmują margines. Pod tym względem Polska jest nawet trochę lepsza, bo pojawiły się alternatywne partie, które choć czasem w niezbyt szczęśliwy sposób, to jednak konsekwentnie starają się choćby część z tych zagadnień wprowadzać do dyskursu społecznego. Tak chyba bowiem trzeba interpretować działanie partii Razem. W Czechach tego typu ugrupowanie nie istnieje w poważniejszej skali.
Co oznacza, że przez następne 4 lata poważne tematy nie pojawią się w polityce. Konsekwencją tego będzie zaś, że w następnych wyborach partii "faszystowskich, nacjonalistycznych, likwidacyjnych, despotycznych, tyrańskich" będzie jeszcze więcej i będą jeszcze silniejsze.
Panuje przekonanie, że te wybory będą dla Czech wyjątkowo ważne. Zapewne tak jest... Znacznie ważniejsze będą jednak następne wybory, po wyniku tych nie sposób bowiem oczekiwać nic dobrego. Za 4 lata gra się będzie toczyć z całą pewnością o jeszcze wyższą stawkę. Przynajmniej Czesi mają szanse na demokratyczne wybory - Węgrów to nie dotyczy, Polaków zapewne też nie.
Komentarze
Prześlij komentarz