Przejdź do głównej zawartości

Strajk lekarzów milionařů

Protest młodych polskich lekarzy trwa już jakiś czas. Jak przy każdym proteście, tak i teraz swą obecność przy tej okazji zaznaczają prawdziwe gwiazdy estrady, czego najlepszym przykładem było wczorajsze wystąpienie, w którym Krzysztof Bukiel siebie przyrównał do Chrystusa a Krystynę Jandę do prostytutki. Co kraj, to obyczaj... dziwne jest wszelako jakie rzeczy można w Polsce powiedzieć i nie zapaść się ze wstydu pod ziemię. Nie o mówieniu jednak ma być, ale o leczeniu.

Lekarze mają problemy nie tylko w Polsce. Dzisiaj odbywa się protest lekarzy w Czechach, w ramach którego zamknięte zostaną tysiące ordynacji. Przyjmuje się, że w proteście weźmie udział większość lekarzy pierwszego kontaktu oraz wiele ambulatoriów specjalistycznych. Póki co protest nie spowodował wesołkowatych komentarzy polityków i związkowców, zapewne dlatego, że Czechy właśnie są tuż przed wyborami i takimi detalami jak służba zdrowia na dwa dni przed otwarciem lokali wyborczych nikt już nie ma siły się przejmować.

Trochę inaczej sprawa wyglądała jesienią zeszłego roku, kiedy to lekarze zapowiedzieli protest. Wówczas minister zdrowia był łaskaw stwierdzić, że chodzi o przedwyborczą (chodziło o wybory samorządowe) akcję prowadzoną przez lekarzy - milionerów (minister dosłownie powiedział, że "ordynacje mają miesięczne przychody na poziomie 200.000 koron, co należy uznać za dostateczne. Nigdzie nie znalazłem źródła owych milionerów, wyliczono natomiast, że przeciętna kwota dla jednej ordynacji to 150.000, czyli minister pomylił się o ponad 30%, co nie jest już pomyłką, ale kłamstwem).

Pomiędzy polskim a czeskim protestem lekarzy istnieje jedna zasadnicza różnica. W tle polskiego protestu znaleźć można przede wszystkim postulaty płacowe. I nie jest to w żadnym wypadku zarzut - jedynie prosta konstatacja. Czescy lekarze również mają długotrwałe poczucie niedofinansowania służby zdrowia. Przy okazji protestu pojawił się postulat podwyższenia o 3% tzw. kapitace, czyli kwoty, która jest płacona lekarzowi regularnie za każdego pacjenta figurującego w kartotece. Tyle tylko, że ministerstwo już stwierdziło, że postulat ten jest nie do zrealizowania, ponieważ jest już gotowe rozporządzenie regulujące wydatki na służbę zdrowia, a po weekendzie zmieni się rząd. W efekcie pieniądze zeszły na dalszy plan, trudno bowiem, by lekarze kłócili się z terminem wyborów.

Nikt zresztą nie ukrywał, że najważniejsze postulaty lekarzy nie mają nic wspólnego z pieniędzmi. Czescy lekarze - przynajmniej ci nie będący milionerami - burzą się przeciwko nadmiernej administracji i opresyjności państwa na płaszczyźnie ściągalności podatków:

fot. Hospodařské Noviny

Plakat głosi: "Drodzy pacjenci, nasza cierpliwość wyczerpała się! Daltego protestujemy przeciw: *Ciągłemu zwiększaniu obciążeń administracyjnych, przez co kradnie się nam czas, który powinien być przeznaczony Wam; *Niedotrzymaniu obietnicy ministerstwa złożonej w roku 2016 o wyrównaniu długów. W roku 2018 ministerstwo wręcz planuje obniżyć wydatki na lekarzy pierwszego kontaktu; *Ciągłemu niespełnieniu obietnicy związanej ze zwiększeniem naszych kompetencji dotyczących przykładowo możliwości wypisywania recept na leki, których potrzebujecie; *Wprowadzeniu elektronicznej ewidencji, która nie jest elementem bardziej systemowych rozwiązań i w efekcie niczego nie ułatwi - ani lekarzom, ani personelowi medycznemu, ani pacjentom.

Jak już wiadomo postulat finansowy nie zostanie spełniony. Nie przełożyło się to jednak na zaostrzenie form protestu, ten bowiem dotyczy głównie kwestii administracyjnych. Niezmiernie ciekawe jest zatem, że w dwóch sąsiadujących krajach w tym samym czasie wybuchają protesty lekarzy, ale z zupełnie różnych przyczyn. Różnica w materialnej sytuacji lekarzy, jak i samych państw, nie jest tak ogromna, by mogła usprawiedliwić ten rozdźwięk. Dlaczego po jednej stronie granicy protestuje się o to, by móc godnie żyć, a po drugiej, aby było mniej administracji?

W roku 2015 OECD opublikowało spory raport dotyczący służby zdrowia. Warto przyjrzeć się danym dotyczącym Polski i Czech.

Na pierwszy ogień pytanie o wydatki na służbę zdrowia i zaplecze, jakim dysponuje ona w obu krajach:


Różnice są, ale wydatkach niewielkie. Zaś co do zaplecza usług medyczych, to Czechy wypadają na tle Polski jak kraj trzeciego świata. Trzykrotnie mniej lekarzy per capita, o niemal 30% mniej pielęgniarek per capita to dane, które powinny pocieszać. Reszta wskaźników dość zbliżona w obu krajach.

Jakość usług nie poraża w przypadku obu krajów, choć daje się zaobserwować wyższość czeskiego systemu niemal w każdej kategorii:



Tragicznie dla Polski robi się dopiero w wypadku danych o dostępie do usług medycznych. W tej kategorii to Polska wypada jak kraj już nawet nie trzeciego, ale raczej czwartego świata:



Wnioski wydają się dość proste: w obu krajach sytuacja służby zdrowia nie jest najlepsza albo jest wręcz zła. W obu krajach wydaje się na służbę zdrowia mniej więcej tyle co w Meksyku, jednak mieszkańcy obu krajów porównują się do Niemiec czy Francji. Każdy z nas wolałby mieszkać w Szwecji czy Finlandii, póki co jednak mieszkamy w Ostrawie czy Krakowie. Struktura wydatków w stosunku do dochodów państwa jest podobna i udział wydatków na zdrowie jest też dość zbliżony. Za te same pieniądze czescy pacjenci otrzymują jednak lepszą służbę zdrowia i łatwiejszy dostęp do usług medycznych. Co ciekawe, jednak to czescy lekarze protestują w imię poprawy warunków pracy i funkcjonowania służby zdrowia. Nie chodzi mi o to, by negować zasadność protestu polskich lekarzy, trudno jednak nie postawić pytania, czy kiedy już postulaty płacowe zostaną spełnione, czego protestującym życzę, choć w to powątpiewam, to lekarze zaczną też starać się o poprawę systemu, w którym pracują? Szczerze w to powątpiewam, choć tego właśnie Polsce życzę...

Komentarze

  1. Częściowo protestowali z powodu wynagrodzenia, ale głównie protest dotyczył kwestii administracyjnych, szkoda, że u nas lekarze muszą głównie martwić się o pieniądze (oczywiście nie wszyscy).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Elektronicky mordulec" czyli polsko-czeskie bzdury tłumaczeniowe.

Jakiś czas temu Leo Express reklamę połączeń do Polski oparł na tych dwóch frazach:   Maszyna szałęna (PL)  Rychlík Povałecz pęronówy (PL)  Výpravčí Dobrze, że dodał w nawiasie język, bo Polacy by nie wpadli na to, że pociąg pospieszny to po polsku maszyna szałęna a dyżurny ruchu to powałecz pęronówy. A nazywało się to:  Užitečné fráze, czyli mniej więcej przydatne frazy . Weszłam w dialog mailowy   z PR-owcem z LeoExpressu i p róbowałam go przekonać, że nie musi tworzyć nowych słówek, bo to, co jest, już nam dostarcza dużej radości, a jego kampania ma mniej więcej tyle wspólnego z prawdą, co stwierdzenie, że po czesku tytuł filmu "Terminator" to "Elektornický mordulec" a wiewórka to rzeczywiście  dřevní kocour"  a nie veverka, która wygląda tak: fot.: http://www.wallpapers13.com Po co wymyślać nowe znaczenia, jak można czerpać z tego, co jest naprawdę: akademik -   kolej biustonosz –   podprsenka karaluch-   šváb karabin -   puška piwn

Płać i płacz czyli o wymianie złotych na korony albo koron na złote

Polscy znajomi często nas pytają, czy pomożemy im w założeniu konta w czeskim banku. Pomóc w tym możemy, ale bez adresu pobytu w Czechach lub adresu firmowego (choćby wirtualnego) czeskie banki i tak nie wyrażają zgody na założenie konta. Tak samo zresztą jest w Polsce, czeskie firmy bez polskiego adresu też mają problem z otwarciem konta. Słyszałam, że w Paribas po przekopaniu się przez długą i żmudną papierologię można takie konto czeskiej firmie otworzyć (ale ja osobiście po przejściach z bankiem Paribas zdecydowanie odradzam jakiekolwiek kontakty z tą instytucją - Michał). zdj.własne Ja w Czechach mam jeden ulubiony bank i jest nim Fio Bank. Mają świetną bankowość internetową i możliwość przesyłania SMS-ów potwierdzających na polski numer telefonu, co naprawdę jest rzadkością. Nie cierpię natomiast KB. Ile ja się nawalczyłam z tym ich kluczem zabezpieczającym jak go wprowadzali! :) W końcu zmieniłam bank, bo u mnie to po prostu nie działało. Niestety jeden z moich klientó

Brumbal v Bradavicich czyli "Harry Potter" po czesku

Czesi czasami lubią w tłumaczeniach poszaleć. Pavel i Vladimir Medkove (bracia) z rozmachem stworzyli zupełnie inny świat, niż jest w oryginale. I tak: młodzi czarodzieje studiują w szkole w Bradavicich, w następujących domach -Nebelvír, Mrzimor, Havraspár i Zmijozel. Więc odpowiednio jest też Godrik Nebelvír, Helga z Mrzimoru, Salazar Zmijozel i  Rowena   Havraspár .   Szkoły zagraniczne to Kruval i Krásnohůlky. Największy czarodziej świata to Albus Brumbal. Marta to Ufnukana Uršula a Moodego mówią Pošuk (dość obraźliwe słowo- a propos, czy ktoś z czesko-polskich czytelników ma pomysł, jak to przetłumaczyc?:) Zaproponowałam Dziwak, ale Małgosia mówi, że zupełnie nie...).  Zródło: www.sarden.cz Wszyscy namiętnie grają w famfrpála, gdzie należy złapać Zlatonkę i chodzą po szkole do Prasinek. Śmierciożercy to Smrtijedy, tu akurat dosłowne tłumaczenie. Gilderoy Lockhard doczekał się pasującego imienia Zlatoslav, a Pomyluna to Lenka Láskorádová. Minister magii nazywa się Pople

Czeski film

Znajoma zapytała mnie, czy to prawda, że w Polsce kiedy mówimy "czeski film" mamy na myśli "španělská vesnice" (hiszpańska wioska). Czyli sytuację, kiedy możemy rozłożyć ręce i z głupim wyrazem twarzy powiedzieć "what the fuck?" Wg profesora Bralczyka korzeni tego wyrażenia możemy szukać w latach 60-tych XX wieku: "Czeski film: Czyli: sytuacja, w której nie wiadomo, o co chodzi. W latach sześćdziesiątych minionego stulecia popularne było czeskie kino, które czasem w swojej awangardowości stawiało wysokie wymagania odbiorcom. Było to powodowane i cenzurą, i ambicjami, ale zrozumieć było trudno. Niektórzy przyjmowali to z pokorą, inni próbowali ratować wysokie mniemanie o własnej inteligencji myśleniem o dziwnej modzie." Do tego awangardowego stylu nawiązali w 2012 roku twórcy "Polskiego filmu" , miał to być undergroundowy film o aktorach, którzy chcą spełnić swoje marzenie i nakręcić samych siebie. Do tego przy współpracy Polakó

Ku pokrzepieniu (polskich) serc - o czeskich autostradach

Jednym ze stereotypów dotyczących Polski, które są nad wyraz trwałe - w tym również w Czechach - jest przekonanie, że w Polsce nie ma porządnych dróg. Ci, którzy w Polsce nie bywają w ogóle, są przekonani, że po tym kraju nie da się jeździć. Ci, którzy czasem wysuną swój nos poza Czechy wiedzą, że polskie autostrady w porównaniu z czeskimi są i na dodatek jeszcze jest ich sporo. Nie należą do rzadkości wypowiedzi na czeskich formach takie jak ta: Před 14 dnama sem jel asi 100 km po polské dálnici (Krapkowice-Wroclaw a zpět) a ... srovnatelně kvalitní dálnici u nás prakticky nemáme (snad enem nový úsek D11 u HK). Absolutně rovné, hladké, perfektní asfalt, přehledné, rychlé.... stabilních tachometrových 130 (bo co pár metrů radar). provoz podstatně menší než na naší D1. Prostě (Przed 14. dniami jechałem około 100 km po polskich autostradach (Krapkowice - Wrocław i z powrtorem) i... autostrady takiej jakości u nas praktycznie nie mamy (może tylko nowy odcinej D11 koło Hradca). Gładkie j