Pomysł był dobry, miało być 13 km i niskie, łagodne Beskidy.
I jak zwykle przy okazji takich planów wszystko było inaczej:))
Samochód zostawiliśmy w Jablunkovie na przystanku autobusowym tuż przy wyjściu na niebieski szlak (jest tam raptem kilka miejsc, więc radzimy przyjechać wcześnie). Szlak przez chwilę prowadzi asfaltem, ale bardzo szybko odbija w las.
I na początku rzeczywiście było łagodnie i nisko. Przyroda jeszcze jest bardzo jesienna i śladów wiosny za wiele nie widać. Raczej widać sporo śniegu. Na przykład w borówkach.
Ale dość szybko podejście robi się odczuwalne. Najpierw trochę, a potem znacznie bardziej. Za to widoki są rewelacyjne i dużo pieńków, na których można zjeść śniadanie.
Mimo to pierwsza kawa w sezonie w górach, z widokiem na polskie Beskidy smakuje świetnie.
Przy powrocie trzeba dobrze wybrać trasę, bo jedna prowadzi do bardzo stromego zejścia. Ci, którzy się tam zapędzili w adidasach, mieli bardzo duże problemy, bo było strasznie ślisko.
Do tego łatwo przegapić skręt w lewo z tego błota na żółty szlak. My przegapiliśmy, więc musieliśmy się od razu po tym zejściu wspinać z powrotem i dorabiać prawie 2 km:)) W związku z czym wycieczka zamiast 13,5 km miała prawie 16.
Ale warto było. Pogoda rewelacyjna, ludzi na szlaku bardzo mało (pomijając schronisko), a widoki warte zachodu.
Cała trasa wyglądała tak:
A buty po zejściu z gór tak:
Komentarze
Prześlij komentarz