Przejdź do głównej zawartości

Lost in translation czyli skurwysyństwo Izabeli Łęckiej


Widmo wojny unosi się nad pograniczem polsko-czeskim, widmo wojny intelektualnej... A ponieważ mieszkamy nad granicą, to mamy powody do niepokoju.

Aleksander Kaczorowski jest w kręgach bohemistycznych postacią znaną już od czasów pierwszej książki - "Praskiego elementarza", którą do dziś uważam za przyjemną i pożyteczną lekturę. Niestety Aleksander Kaczorowski, oprócz pisania książek, zajmuje się również udzielaniem wywiadów, które publikuje Gazeta Wyborcza.

Jeden z takich wywiadów stał się właśnie casus belli zarówno dla Polaków jak i dla Czechów. W wywiadzie tym autor opublikowanej niedawno książki poświęconej Ocie Pavlovi (kto nie czytał książki "Śmierć pięknych saren" powinien to zrobić natychmiast), stwierdził:

Mogę pani coś powiedzieć? Nie cierpię Czechów. Na dłuższą metę strasznie mnie denerwują. To kraj ciekawej kultury, zwłaszcza w XX w., ale ci ludzie? Afirmacja przeciętności u Hrabala bardzo mi się podoba jako gest literacki, ale nie jako postawa życiowa. Taka mentalność jest na dłuższą metę społecznie destrukcyjna.

Rozumiem, że słowa te ma czytelnik traktować jako rodzaj intelektualnej i politycznej prowokacji. Intelektualnej, ponieważ w formie gestu literackiego zostaje nam podana na tacy schizofrenia współczesnego świata - możemy coś (np. Czechy) równocześnie lubić za kulturę i nienawidzić za ludzi. Jeśli zaś idzie o aluzje polityczne, to Kaczorowski sugeruje, że drobnomieszczańskość jest zgubna, bo tylko ciągły rozwój i samodoskonalenie się, którego zresztą polskie społeczeństwo ma być wcieleniem, prowadzi do dobrobytu. Stabilność zaś i równowaga zawsze musi się zdegenerować i w efekcie doprowadzić do wybierania postkomunistycznych aparatczyków i biznesmenów (jak określa całkiem słusznie polski pisarz A. Babiša - który przecież naszym ulubieńcem nie jest - pisaliśmy o nim tu, tu i tu i pewnie jeszcze w paru innych miejscach)

Problem z tą prowokacją jest podwójny - intelektualny i polityczny.

Intelektualnie bowiem logika A. Kaczorowskiego nie broni się. Czechy przeszkadzają A. Kaczorowskiemu tym, że nie są tak idealne, jak on by sobie życzył. Przeszkadza mu, że pojawia się w Czechach retoryka nienawiści, że Czesi tak samo jak Polacy nie chcieli uchodźców, że podlegają prorosyjskiej propagandzie, czyli robią wszystko to, czego A. Kaczorowski nie lubi. Na naszym blogu również tego nie lubimy - również nas drażni męski szowinizm Czechów, o którym pisaliśmy już wcześniej przy okazji jednego z czeskich pisarzy, określając Czechy jako "ciemne miejsce", ale wszystko to nie popycha nas w kierunku prowokacyjnych uogólnień i twierdzenia, że "nie cierpimy Czechów". Wręcz przeciwnie - lubimy Czechy, bo pomimo swoich wad starają się iść do przodu, a przynajmniej do niedawna tak robiły. Ten postęp jest powolny i drobnomieszczański, ale przynosi - czy też do niedawna przynosił - widoczne efekty. Czechy wciąż są dobrym miejscem do życia, bo zamieszkują je normalni ludzie. Niektórzy z nich są dobrzy a niektórzy źli; niektórzy z nich głosują na Babisza, niektótrzy nie; niektórzy z nich lubią piwo a niektórzy wino - wszyscy jednak tworzą ciekawe społeczeństwo i ciekawą kulturę. Jeśli polski bohemista jest zaskoczony tym, że postacie z Hrabala i ich przeciętność to nie jest tylko literacki gest, ale przede wszystkim samo życie, z którym czescy pisarze musieli się konfrontować każdego dnia ich życia, to niestety oznacza to, że kiepski z niego bohemista. Czechy są dokładnie takie, jakie są i dlatego książki pisane o nich przez czeskich pisarzy pisane są tak właśnie jak są pisane - wyrastają z irytacji, jaką w pisarzach wzbudzali ich krajanie. Nie inaczej zresztą ma się rzecz z literaturą polską, francuską, niemiecką czy angielską. Dobry pisarz to taki, który widzi wady otaczającej go społeczności i umie o tych wadach mówić tak, by drażnić, ale niekoniecznie obrażać.

Polityczny problem z wypowiedzią Kaczorowskiego polega zaś na tym, że we współczesnym świecie mało jest państw, w których rządzący są jakimiś wzorami do naśladowania. W USA rządzi biznesmen, w Polsce bankier, w Wiekiej Brytanii absolwent Oksfordu, a różnic pomiędzy nimi jest jak na lekarstwo. Wszyscy oni kłamią i oszukują dokładnie tak samo jak rządzący Czechami Babisz i Zeman, ale to tylko czeska drobnomieszczańskość ponosi odpowiedzialność za upadek współczesnej klasy politycznej? Współczesna Polska różni się od Czech w zasadzie tylko tym, że wszystko jest tam bardziej... bardziej widoczny jest podział społeczeństwa, bardziej jaskrawe jest łamanie konstytucji, bardziej widoczne jest rozwarstwienie dochodowe... A za to, że wszystko Czechach jest łagodniejsze (i moim zdaniem bardziej nadające się do życia) odpowiada właśnie owa drobnomieszczańska tradycja. Można jej nie lubić, ale nie można być zaskoczonym tym, że ona jest.

Irytujące jest przy tym, że w zasadzie tę czeską drobnomieszczańską mentalność Kaczorowski na swój sposób lubi, bo też - mówiąc szczerze - trudno jej nie lubić:

Natychmiast się zakochałem w czeskich gospodach. Myśmy wtedy mieli albo mordownie z wódą i meduzą, albo kawiarnie, w których pretensjonalność i sztuczność były zasadą naczelną. A w czeskiej gospodzie wszyscy się czują na swoim miejscu. Piją piwo, jedzą serdelki, ser marynowany i rozmawiają. Są sobą, są autentyczni. Kiedyś - może z pewną przesadą - napisałem, że u nich knajpy odgrywają taką rolę jak u nas kościoły.

Czeska hospoda jest rzeczywiście miejscem pełnym równości, ale jest też szczytowym osiągnięciem czeskiego drobnomieszczaństwa, którym tak pogardza Kaczorowski. A więc do hospody i jej smrodu (już minionego bo zakaz palenia działa od jakiegoś czasu) polski pisarz tęskni. Chciałby się w tym smrodzie zatopić, ale potem bardzo szybciutko się umyć i zasiąść do Oty Pavela. I nie ma w tym nic złego - czescy intelektualiści tak właśnie robią, bo też nie mają innego wyjścia. Czescy intelektualiści doceniają jednak ludzi, którzy ciężko pracują, żeby ich kraj mógł się rozwijać. Kaczorowski natomiast tymi ludźmi gardzi, co widać wyraźnie, kiedy mówi o Czechach jako społeczeństwie Wokulskich - o spełnionym śnie Bolesława Prusa. Jest to dokładnie ten sam typ pogardy, który stoi za podzieloną Polską - wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego patrzy z góry na Polskę B - pełną drobnomieszczańskich Wokulskich działających bez kapitału i gardzi ich politycznymi wyborami.

Już samo to by wystarczyło, żeby nie lubić niektórych Polaków. Ale ja nie lubię ich za follow up, w którym zachowują się jak prawdziwi Polacy, czyli nie mają racji, nie mają argumentów, ale idą na wojnę.

Otóż o wywiadzie Kaczorowskiego napisał serwis echo24.cz, który jest związany z czeską prawicą. Redaktorzy serwisu dokonali przekładu wypowiedzi Kaczorowskiego:

Nesnáším Čechy. Dlouhodobě mě strašně rozčilují. Je to země zajímavé kultury, zvláště ve 20. století, ale ti lidé? Potvrzení průměrnosti u (Bohumila) Hrabala se mi líbí jako literární gesto, ale ne jako životní postoj. Taková mentalita je z dlouhodobého hlediska destruktivní.

Z mojego punktu widzenia ten przekład jest adekwatny i dobrze oddaje to, co zostało powiedziane przez Kaczorowskiego. Reszta tekstu z portalu echo24.cz jest, po odcięciu wątków literaturoznawczych, w miarę wiernym streszczeniem wywiadu, które pomija intelektualną głębię, ale oddaje meritum.

Nie wiedzieć dlaczego, niektórym Czechom wywiad ten nie przypadł do gustu i nie omieszkali dać temu wyrazu. Wyobraźmy sobie tylko, co działo by się w polskich mediach, gdyby znany zagraniczny polonista napisał, że "nie znosi Polaków"?

I tu właśnie nastąpił ów follow up - Wyborcza opublikowała artykuł, w którym Aleksander Kaczorowski został przedstawiony jako ofiara nacjonalistyczno-prawicowego portalu informacyjnego. Owszem prawicowy - ale czy nacjonalistyczny? Z całą pewnością nie! Dział kulturalny Wyborczej powinien uważać z przymiotnikami - jeśli osoby tam pracujące wiedzą, co to takiego. I dalej w tekście pada stwierdzenie:

Słowa przytoczone w Echo24.cz w wywiadzie nie padły. Całe omówienie wywiadu skupiało się na rzekomej niechęci Kaczorowskiego do Czechów, a pomijało słowa o fascynacji czeską kulturą.

Otóż Wyborcza ordynarnie kłamie i w swoim kłamstwie nurza też samego Aleksandra Kaczorowskiego. Słowa przytoczone w echo24.cz padły i zostały dobrze przetłumaczone na język czeski. Aleksander Kaczorowski powiedział dokładnie to, co zostało przekazane czeskim czytelnikom. Sam Kaczorowski również jednak jest oburzony:

- Jestem wściekły - mówi mi Aleksander Kaczorowski. - Podtrzymuję wszystko, co powiedziałem pani w tym wywiadzie na temat czeskiej polityki, mentalności i stosunku do historii. Jestem oburzony tym, że Echo24 przypisało mi słowa, których nie użyłem. Nie mówiłem nic o „nudnych mieszczuchach, którym jest wszystko jedno”. Nie powiedziałem też, że Czechów nienawidzę

Otóż echo24.cz nic Kaczorowskiemu nie przypisało - po prostu zacytowało wiernie albo dobrze streściło to, co on sam powiedział. Kaczorowski broni się, że on przecież powiedział coś zupełnie innego:

Nie mówiłem nic o „nudnych mieszczuchach, którym jest wszystko jedno”. Nie powiedziałem też, że Czechów nienawidzę. 

Rzeczywiście czeski portal przesadził nieco w tytule, w którym czytamy Polský spisovatel: nesnáším Čechy, nudné měšťáky, kterým je všechno jedno. Nigdzie jednak w czeskim tekście nie imputuje się Kaczorowskiemu, że miał stwierdzić "nienawidzę Czechów". A i z tym "wszystko jedno" bym nie przesadzał, bo w wywiadzie Kaczorowski powidział tę samą myśl, choć gorszymi słowami:

Czesi nie są liberalni. Po prostu większość ludzi ma wszystko, jak to mówią, "w prdeli" (czli w dupie, żeby już nie było wątpliwości, co powiedział polski pisarz).

Pomimo to polski pisarz, który chce otrzymać nagrodę literacką, pozwala sobie sięgnąć po dosadny język w odniesieniu do Czechów, wspomina mianowicie o skurwysyństwie:

To zwykłe skurwysyństwo, dlatego nawet nie piszę sprostowania czy polemiki.

Aby więc podsumować - polski pisarz w polskiej gazecie postanowił sprowokować Czechów i napisał, że ich nie znosi. Napisał to 23 września. Gdyby do mnie ktoś podszedł i powiedział, że mnie nie znosi powiedziałbym mu, żeby się spiesznie oddalił. Nie to nie - spieprzaj dziadu... Rozmawiać możemy wtedy, kiedy podchodzimy do siebie się z szacunkiem. Mówienie całemu społeczeństwu, że się go nie znosi świadczy o braku szacunku i elementarnej kultury - rozmowę zaczyna się od "dzień dobry" a nie od dawania po mordzie.

Kiedy zaś już się kogoś obrazi to trudno się dziwić, że temu komuś się to nie podoba. Polski pisarz i polska dziennikarka czują się jednak urażeni i oburzeni, bo rzekomo ktoś przekręcił ich słowa. Już cztery dni później - 27 września zaczynają twierdzić, że czeski portal kłami i zachowuje się skurwysyńsko, bo oni nic takiego nie powiedzieli.

No więc powiedzieli!

Już nawet nie starają się sugerować, że myśleli coś innego, że zostali źle zrozumiani czy cuś... Nie - oni zarzucają czeskiemu prawicowemu portalowi (jak prawicowy, to przecież musi kłamać, tym bardziej, że jest jeszcze nacjonalistyczny), że portal ów kłamie, podczas kiedy to oni sami kłamią. Zaiste postępowanie to godne jest elity. Kaczorowski gestem urażonej damy marnych obyczajów, niczym Izabela Łęcka zniesmaczona zbyt mało wyrafinowanym zachowaniem Wokulskiego, mówi o skurwysyństwie, choć sam w ewidentny sposób nie przeczytał czeskiego tekstu. Może to i dobrze, że nie zamierza pisać polemiki, bo ta mogłaby być nieco chybiona.

Prawie A. Kaczorowski. 

Smutne jest, że jednym wywiadem Aleksander Kaczorowski i Gazeta Wyborcza napsuły sporo w polsko-czeskich kontaktach i jeszcze mają czelność twierdzić, że nie powiedzieli tego, co powiedzieli. Rzecz nazywają skurwysyństwem, nie do końca chyba jednak rozumieją, co sami zrobili i co sami napisali. Jak zwykle - wszyscy przeciwko nam... Polakom pozostaje znowu tylko walczyć o honor, którego i tak nie mają, bo też jaki honor mają osoby publicznie kłamiące. Aleksander Kaczorowski żali się w nagłówku, że jest teraz "wrogiem publicznym nr 1", ale też czy można się dziwić? A może to wszystko jest tylko strategią marketingową, żeby sprzedać książkę Kaczorowskiego? Niezależnie od intencji podłe to jest i głupie, a ja muszę z żalem skonstatować, że bliżej mi do czeskich prawicowców niż do polskich intelektualistów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Elektronicky mordulec" czyli polsko-czeskie bzdury tłumaczeniowe.

Jakiś czas temu Leo Express reklamę połączeń do Polski oparł na tych dwóch frazach:   Maszyna szałęna (PL)  Rychlík Povałecz pęronówy (PL)  Výpravčí Dobrze, że dodał w nawiasie język, bo Polacy by nie wpadli na to, że pociąg pospieszny to po polsku maszyna szałęna a dyżurny ruchu to powałecz pęronówy. A nazywało się to:  Užitečné fráze, czyli mniej więcej przydatne frazy . Weszłam w dialog mailowy   z PR-owcem z LeoExpressu i p róbowałam go przekonać, że nie musi tworzyć nowych słówek, bo to, co jest, już nam dostarcza dużej radości, a jego kampania ma mniej więcej tyle wspólnego z prawdą, co stwierdzenie, że po czesku tytuł filmu "Terminator" to "Elektornický mordulec" a wiewórka to rzeczywiście  dřevní kocour"  a nie veverka, która wygląda tak: fot.: http://www.wallpapers13.com Po co wymyślać nowe znaczenia, jak można czerpać z tego, co jest naprawdę: akademik -   kolej biustonosz –   podprsenka karaluch-   šváb karabin -   puška piwn

Płać i płacz czyli o wymianie złotych na korony albo koron na złote

Polscy znajomi często nas pytają, czy pomożemy im w założeniu konta w czeskim banku. Pomóc w tym możemy, ale bez adresu pobytu w Czechach lub adresu firmowego (choćby wirtualnego) czeskie banki i tak nie wyrażają zgody na założenie konta. Tak samo zresztą jest w Polsce, czeskie firmy bez polskiego adresu też mają problem z otwarciem konta. Słyszałam, że w Paribas po przekopaniu się przez długą i żmudną papierologię można takie konto czeskiej firmie otworzyć (ale ja osobiście po przejściach z bankiem Paribas zdecydowanie odradzam jakiekolwiek kontakty z tą instytucją - Michał). zdj.własne Ja w Czechach mam jeden ulubiony bank i jest nim Fio Bank. Mają świetną bankowość internetową i możliwość przesyłania SMS-ów potwierdzających na polski numer telefonu, co naprawdę jest rzadkością. Nie cierpię natomiast KB. Ile ja się nawalczyłam z tym ich kluczem zabezpieczającym jak go wprowadzali! :) W końcu zmieniłam bank, bo u mnie to po prostu nie działało. Niestety jeden z moich klientó

Ku pokrzepieniu (polskich) serc - o czeskich autostradach

Jednym ze stereotypów dotyczących Polski, które są nad wyraz trwałe - w tym również w Czechach - jest przekonanie, że w Polsce nie ma porządnych dróg. Ci, którzy w Polsce nie bywają w ogóle, są przekonani, że po tym kraju nie da się jeździć. Ci, którzy czasem wysuną swój nos poza Czechy wiedzą, że polskie autostrady w porównaniu z czeskimi są i na dodatek jeszcze jest ich sporo. Nie należą do rzadkości wypowiedzi na czeskich formach takie jak ta: Před 14 dnama sem jel asi 100 km po polské dálnici (Krapkowice-Wroclaw a zpět) a ... srovnatelně kvalitní dálnici u nás prakticky nemáme (snad enem nový úsek D11 u HK). Absolutně rovné, hladké, perfektní asfalt, přehledné, rychlé.... stabilních tachometrových 130 (bo co pár metrů radar). provoz podstatně menší než na naší D1. Prostě (Przed 14. dniami jechałem około 100 km po polskich autostradach (Krapkowice - Wrocław i z powrtorem) i... autostrady takiej jakości u nas praktycznie nie mamy (może tylko nowy odcinej D11 koło Hradca). Gładkie j

Brumbal v Bradavicich czyli "Harry Potter" po czesku

Czesi czasami lubią w tłumaczeniach poszaleć. Pavel i Vladimir Medkove (bracia) z rozmachem stworzyli zupełnie inny świat, niż jest w oryginale. I tak: młodzi czarodzieje studiują w szkole w Bradavicich, w następujących domach -Nebelvír, Mrzimor, Havraspár i Zmijozel. Więc odpowiednio jest też Godrik Nebelvír, Helga z Mrzimoru, Salazar Zmijozel i  Rowena   Havraspár .   Szkoły zagraniczne to Kruval i Krásnohůlky. Największy czarodziej świata to Albus Brumbal. Marta to Ufnukana Uršula a Moodego mówią Pošuk (dość obraźliwe słowo- a propos, czy ktoś z czesko-polskich czytelników ma pomysł, jak to przetłumaczyc?:) Zaproponowałam Dziwak, ale Małgosia mówi, że zupełnie nie...).  Zródło: www.sarden.cz Wszyscy namiętnie grają w famfrpála, gdzie należy złapać Zlatonkę i chodzą po szkole do Prasinek. Śmierciożercy to Smrtijedy, tu akurat dosłowne tłumaczenie. Gilderoy Lockhard doczekał się pasującego imienia Zlatoslav, a Pomyluna to Lenka Láskorádová. Minister magii nazywa się Pople

Z czego śmieją się Czesi

Polakom statystyczny Czech kojarzy się ze Szwejkiem, z rubasznymi dowcipami opowiadanymi przy golonce i piwie. Śmieją się z siebie, maja sporo dowcipów rasistowskich o Romach,  śmieją się czasem z Polaków, ale niewiele o nas wiedzą. Stereotyp Polaka w dowcipach to kombinator, cwaniak i ..Pan Wołodyjowski z 3 Pancernymi (i psem). W 2014 r T- mobile wypuściło reklamę, która została wycofana po interwencji służb dyplomatycznych: https://www.youtube.com/watch?v=-0AyIVRUnSA Z kolei w serialu Kosmo niedawno emitowanym w czeskiej telewizji równo obrywa się wszystkim- i Słowakom i Niemcom i Polakom, ale najbardziej samym Czechom. https://www.youtube.com/watch?v=ZhSpzRtUYDo Dużo polsko-czeskich dowcipów opiera się na języku i z reguły jest bardzo dalekie od prawdy, np: Jak se řekne polsky kamzík? Koza turystyčna. Jak se řekne polsky homosexuál? Labužnik perdelovy. Jak se řekne polsky stolní ventilátor? Helikoptera pokojowa. Mamy niestety podobną opinię jak Ro