Polska znowu żyje nieżyciem... Dyskusje o aborcji wracają w Polsce z uporem godnym lepszej sprawy. W tym względzie temat ten przypomina tajemniczą 5-kopiejkową monetę z książki braci Stugackich. Jeśli ktoś z czytelników ma mało czasu, to może przeskoczyć Strugackich, Tomasza z Akwinu, Norwida, Herberta i przejść na sam koniec, by przecztać pogrubione fragmenty w ostatnich akapitach.
Model pięciokopiejówki GOST 718-62 przypadkowo wpadł do kieszeni A. Priwałowa i chciał w niej zostać na zawsze. Testowanie nierozmiennej monety, która wracała po każdym wydaniu jej do kieszeni, zmusiło Priwałowa do tego, by kupić cztery numery przedwczorajszej “Prawdy", trzy numery miejscowej gazety “Rybak", dwa numery “Litieraturnoj Gaziety", osiem pudełek zapałek, sześć sztuk irysków oraz przecenioną szczoteczkę do czyszczenia prymusa.
Z aborcją w Polsce jest dokładnie tak samo - czy tego chcesz, czy nie chcesz, ta dyskusja wraca, bo niestety okazuje się, że Polacy jako społeczeństwo są zbyt głupi, by w ciągu 25 lat rozwiązać jeden problem. Wojna polsko - polska pod flagą biało-czerwoną wygląda dokładnie tak samo, jak zawsze:

Czyli patriotycznie i policyjnie. Za czarne race policja niepodległego państwa legitymowała uczestniczki protestu, tłumacząc potem, że w owym niepodległym państwie faszystowska swołocz spod znaku Falangi ma prawo racować, a inkubatory potocznie zwane kobietami, matkami, żonami i kochankami takiego prawa nie mają, bo przecież nie da się porównywać różnych demonstracji.
Wszystko to wygląda jak powrót do przeszłości - tej sprzed roku, tej sprzed kilkunastu lat, tej sprzed II wojny światowej. A o tym, że powroty są polską spécialité de la maison dowiedziałem się odwiedzając polski konsulat w Ostrawie:

Bocian jest tu jak najbardziej na miejscu - Czesi mają co prawda swoje bociany, ale nie są takie biało-czerwone, nie toczą z nikim wojny ideologicznej i w ogóle mogą być tylko bocianami (swoją drogą dane teleadresowe łącznie z bocianem dedykuję swojemu bratu, który o powrocie na łono ojczyzny, gdzie winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie, rozmyśla).
Co ciekawe w Czechach nie tylko bociany mogą być po prostu bocianami. Tyczy się to również kobiet. Pomyśleć: są kraje, w których kobiety to prostu kobiety... Skąd to wiem? Otóż polski czarny strajk zszedł się terminowo z opublikowaniem danych dotyczących sytuacji demograficznej w Czechach przez tutejszy urząd statystyczny. Oczywiście czymże jest urząd statystyczny wobec odwiecznych depozytariuszy prawdy pod postacią reprezentantów polskiego kościoła katolickiego i prawicowych konserwatystów? Prochem i niczem, ale jednak na te dane warto spojrzeć.
W Czechach - najbardziej laickim społeczeństwie współczesnej Europy - jeszcze nie tak dawno temu aborcje traktowano jako normalny sposób antykoncepcji. W roku 1988 zarejestrowano 130 tyś. aborcji. Było to dwa lata po tym, jak zlikwidowano tzw. potratové komise, co oznaczało w praktyce, że aborcja była dostępna po prostu na wniosek kobiety. Na przełomie lat '80 i '90 aborcją kończyła się ponad 50 ciąż na 100, co nawet dla mnie jako zadeklarowanego liberała wydaje się nieprawdopodobne, ale to i tak mniej niż w Polsce przed wojną, kiedy przy niemal całkowitym zakazie aborcji kończyło się w ten sposób niemal 60 ciąż na 100. Często też wykonywane nielegalnie zabiegi - najczęściej polegające na wstrzyknięciu jodyny a czasem mydlin, bądź też nawykorzystywaniu szprych rowerowych - kończyły się śmiercią kobiety. Wszystko to przy akceptacji tych wydarzeń przez Kościół, który od 1869 za aborcję karał ekskomuniką utrzymując, że zapłodnienie jest równoznaczne z animacją oznaczającą połączenie się duszy z ciałem.
Katolicy w swoim światopoglądowym zacietrzewieniu są przekonani, że mają monopol na zbawienie siebie i innych. Są też zazwyczaj przekonani, że ich wizja świata jest jedyną słuszną. Kreują przy tym wizje jakiejś bliżej nieokreślonej cywilizacji śmierci i twierdzą, że bez ich moralności świat jest skazany na zagładę. Bełkot stetryczałego konserwatysty, jakim był od czasów swej młodości Jan Paweł II, znalazł odzwierciedlenie w encyklikach Veritatis Splendor i Evangelicum Vitae. Mowa w nich jest na przykład o "złudnej wolności" (Veritatis Splendor) czy też o tym, że przestępstwa przeciw życiu zyskują aspekt dotąd nieznany i — rzec można — jeszcze bardziej niegodziwy, wzbudzając głęboki niepokój; znaczna część opinii publicznej usprawiedliwia przestępstwa przeciw życiu w imię prawa do indywidualnej wolności i wychodząc z tej przesłanki domaga się nie tylko ich niekaralności, ale wręcz aprobaty państwa dla nich, aby móc ich dokonywać z całkowitą swobodą, a nawet korzystając z bezpłatnej pomocy służby (Evangelium Vitae).
Warto w tym miejscu dodać, że katoliccy fundamentaliści, czyli generalnie wszyscy katolicy, umieją dostosować się do zmieniających się czasów. Kiedyś przykładowo za Tomaszem z Akwinu, znanym ginekologiem i położnikiem, co widać na tej choćby ilustracji:
uważali, że o posiadaniu duszy świadczą ruchy płodu. Zapewne św. Tomasz zgadzał się ze swoim mistrzem Arystotelesem w tym, że męskie płody zaczynają się ruszać około 40 dnia ciąży, żeńskie zaś - głupsze, pośledniejsze i w ogóle marne - dopiero w okolicach 90. Skoro zaś płód się rusza, znaczy to, że ma duszę, co osobiście uważam za niezbyt bezpieczne kryterium. Przykładowo nasz rodzinny kot Gender rusza się jak najbardziej, ale przecież coś co wygląda tak:

nie może mieć duszy... Nie, nie... zwierzęta duszy nieśmiertelnej nie mają - mogą się ruszać, ile chcą, ale zbawienia nie dostąpią:
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem -
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku.
Ponieważ jednak w drodze do kościoła przeciętny katolik musiał zauważyć, że od XIII wieku parę rzeczy się zmieniło na świecie, więc zmianie uległo również spojrzenie na kwestię duszy. Poruszanie się nie jest już kryterium świadczącym o jej posiadaniu - i kiedy widzę ruszającego się Gendera z mefistofelicznym błyskiem w oku, rozumiem zmianę podejścia. Otóż obecnie przyjmuje się, że taka zygota, to jednak nie jest człowiek nawet dla katolików. Kiedy spojrzy się na zdjęcia zygoty, dostępne nam bardziej niż w XIII wieku, trudno się z tą zmianą nie zgodzić. Rzeczywiście zygotę trudno pomylić z człowiekiem:
Człowiek zaś - czyli mężczyzna, żeby nie było wątpliwości - wygląda tak:
Dlatego też Kościół katolicki zmienił podejście do zygoty, co należy katolikom zapisać na plus - pomimo swego światopoglądu potrafią zauważyć, że czasy zmieniają się powoli acz nieubłaganie. Możliwość zrobienia zdjęcia zygocie jest w tym układzie tyleż kłopotliwe, co brzemienne w skutkach dla umysłowej piramidy, na której poglądy kościelne są postawione. Otóż obecnie katolicy nie udowadniają, że zygota jest człowiekiem, mówią natomiast, że "komórka ta uczestniczy w moralnej godności należnej osobie", ponieważ z czasem zygota osobą się stanie. Ot... taka moralność prewencyjna. Stanowisko Kongregacji Nauki Wiary z 1974 jest podobne - można wątpić w to, czy zygota to człowiek, ale tępi biolodzy nic o świecie nie wiedzą, więc to nie ich prawo orzekać o tym, czym jest poczęcie: Można co najmniej stwierdzić, że współczesna nauka, nawet najbardziej zaawansowana, nie daje żadnego istotnego oparcia dla zwolenników przerywania ciąży. Zresztą nie do nauk biologicznych należy wydawanie decydującego orzeczenia o zagadnieniach ściśle filozoficznych i moralnych, a tego rodzaju jest zagadnienie chwili, w której powstaje osoba ludzka, lub o prawnej dopuszczalności przerywania ciąży. Z moralnego natomiast punktu widzenia wiadomo - choćby przypadkiem ktoś wątpił, czy skutkiem poczęcia jest osoba ludzka - że samo nawet narażenie się na niebezpieczeństwo popełnienia zabójstwa, jest obiektywnie grzechem ciężkim: "Człowiekiem jest ten, kto ma nim być"
Polska i Czechy różnią się ewidentnie w kwestii tego, co stanowi moralną podstawę prawa, szczególnie w dziedzinie przerywania ciąży. Nieskrępowani katolickimi nakazami Czesi nie mają czegoś, co zostało w Polsce nazwane kompromisem aborcyjnym, ponieważ kompromis ten przeczy zdrowemu rozsądkowi i jest jedynie wynikiem bezsilności polityków w starciu z siłami katolickich guseł. Warto też przypomnieć, że kompromis ten został uznany w 1997 za niezgodny z konstytucją. W Czechach aborcja jest legalna całkowicie do 12 tygodnia, zaś do 24 tygodnia jest legalna przy wskazaniu lekarskim. Poważne wady płodu mogą być powodem do przeprowadzenia aborcji w którymkolwiek momencie ciąży. Zabieg przerwania ciąży ze względu na wskazanie lekarskie jest refundowany, jednak koszt aborcji sprawia, że jest ona dostępna bez większych problemów również bez refundacji. Koszt zabiegu w Czechach oscyluje wokół kwoty 4000-6000 koron, czyli od 650 do 1000 złotych.
Ilość urodzonych w Czechach dzieci rośnie systematycznie i jest w przeliczeniu na 100 kobiet wyższa niż w pseudo-katolickiej Polsce. W efekcie Czechom udało się w ostatnich latach doprowadzić do systematycznego wzrostu demograficznego. W porównaniu do roku 2016 ilość aborcji zmniejszyła się w Czechach o około 1000. Pytanie, ile z tych 35.000 przeprowadzonych zabiegów mają na sumieniu Polki - katoliczki.
Jakie wnioski? Jak zwykle - bigoteria i religijne oburzenie nie prowadzą do niczego dobrego. Polska ma najsurowsze ustawodawstwo antyaborcyjne w Europie obok Irlandii. I co z tego? Kompletnie nic. Aborcja jest czynnikiem destabilizującym zarówno życie społeczne jak i funkcjonowanie państwa. W tym samym czasie liberalne Czechy mogą systematycznie obniżać ilość przeprowadzanych aborcji przy wyjątkowo liberalnym ustawodawstwie. Okazuje się, z czasem kobiety same z siebie wiedzą o tym, że aborcja jest złem i zazwyczaj łączy się z bólem i cierpieniem. Nie sądzę oczywiście, by ortodoksyjni katolicy spod znaku Jana Pawła II byli w stanie wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski - religia jest jednak jak opium dla mas...
Model pięciokopiejówki GOST 718-62 przypadkowo wpadł do kieszeni A. Priwałowa i chciał w niej zostać na zawsze. Testowanie nierozmiennej monety, która wracała po każdym wydaniu jej do kieszeni, zmusiło Priwałowa do tego, by kupić cztery numery przedwczorajszej “Prawdy", trzy numery miejscowej gazety “Rybak", dwa numery “Litieraturnoj Gaziety", osiem pudełek zapałek, sześć sztuk irysków oraz przecenioną szczoteczkę do czyszczenia prymusa.
Z aborcją w Polsce jest dokładnie tak samo - czy tego chcesz, czy nie chcesz, ta dyskusja wraca, bo niestety okazuje się, że Polacy jako społeczeństwo są zbyt głupi, by w ciągu 25 lat rozwiązać jeden problem. Wojna polsko - polska pod flagą biało-czerwoną wygląda dokładnie tak samo, jak zawsze:

Czyli patriotycznie i policyjnie. Za czarne race policja niepodległego państwa legitymowała uczestniczki protestu, tłumacząc potem, że w owym niepodległym państwie faszystowska swołocz spod znaku Falangi ma prawo racować, a inkubatory potocznie zwane kobietami, matkami, żonami i kochankami takiego prawa nie mają, bo przecież nie da się porównywać różnych demonstracji.
Wszystko to wygląda jak powrót do przeszłości - tej sprzed roku, tej sprzed kilkunastu lat, tej sprzed II wojny światowej. A o tym, że powroty są polską spécialité de la maison dowiedziałem się odwiedzając polski konsulat w Ostrawie:

Bocian jest tu jak najbardziej na miejscu - Czesi mają co prawda swoje bociany, ale nie są takie biało-czerwone, nie toczą z nikim wojny ideologicznej i w ogóle mogą być tylko bocianami (swoją drogą dane teleadresowe łącznie z bocianem dedykuję swojemu bratu, który o powrocie na łono ojczyzny, gdzie winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie, rozmyśla).
Co ciekawe w Czechach nie tylko bociany mogą być po prostu bocianami. Tyczy się to również kobiet. Pomyśleć: są kraje, w których kobiety to prostu kobiety... Skąd to wiem? Otóż polski czarny strajk zszedł się terminowo z opublikowaniem danych dotyczących sytuacji demograficznej w Czechach przez tutejszy urząd statystyczny. Oczywiście czymże jest urząd statystyczny wobec odwiecznych depozytariuszy prawdy pod postacią reprezentantów polskiego kościoła katolickiego i prawicowych konserwatystów? Prochem i niczem, ale jednak na te dane warto spojrzeć.
W Czechach - najbardziej laickim społeczeństwie współczesnej Europy - jeszcze nie tak dawno temu aborcje traktowano jako normalny sposób antykoncepcji. W roku 1988 zarejestrowano 130 tyś. aborcji. Było to dwa lata po tym, jak zlikwidowano tzw. potratové komise, co oznaczało w praktyce, że aborcja była dostępna po prostu na wniosek kobiety. Na przełomie lat '80 i '90 aborcją kończyła się ponad 50 ciąż na 100, co nawet dla mnie jako zadeklarowanego liberała wydaje się nieprawdopodobne, ale to i tak mniej niż w Polsce przed wojną, kiedy przy niemal całkowitym zakazie aborcji kończyło się w ten sposób niemal 60 ciąż na 100. Często też wykonywane nielegalnie zabiegi - najczęściej polegające na wstrzyknięciu jodyny a czasem mydlin, bądź też nawykorzystywaniu szprych rowerowych - kończyły się śmiercią kobiety. Wszystko to przy akceptacji tych wydarzeń przez Kościół, który od 1869 za aborcję karał ekskomuniką utrzymując, że zapłodnienie jest równoznaczne z animacją oznaczającą połączenie się duszy z ciałem.
Katolicy w swoim światopoglądowym zacietrzewieniu są przekonani, że mają monopol na zbawienie siebie i innych. Są też zazwyczaj przekonani, że ich wizja świata jest jedyną słuszną. Kreują przy tym wizje jakiejś bliżej nieokreślonej cywilizacji śmierci i twierdzą, że bez ich moralności świat jest skazany na zagładę. Bełkot stetryczałego konserwatysty, jakim był od czasów swej młodości Jan Paweł II, znalazł odzwierciedlenie w encyklikach Veritatis Splendor i Evangelicum Vitae. Mowa w nich jest na przykład o "złudnej wolności" (Veritatis Splendor) czy też o tym, że przestępstwa przeciw życiu zyskują aspekt dotąd nieznany i — rzec można — jeszcze bardziej niegodziwy, wzbudzając głęboki niepokój; znaczna część opinii publicznej usprawiedliwia przestępstwa przeciw życiu w imię prawa do indywidualnej wolności i wychodząc z tej przesłanki domaga się nie tylko ich niekaralności, ale wręcz aprobaty państwa dla nich, aby móc ich dokonywać z całkowitą swobodą, a nawet korzystając z bezpłatnej pomocy służby (Evangelium Vitae).
Warto w tym miejscu dodać, że katoliccy fundamentaliści, czyli generalnie wszyscy katolicy, umieją dostosować się do zmieniających się czasów. Kiedyś przykładowo za Tomaszem z Akwinu, znanym ginekologiem i położnikiem, co widać na tej choćby ilustracji:
![]() |
zdj. wikipedia |
uważali, że o posiadaniu duszy świadczą ruchy płodu. Zapewne św. Tomasz zgadzał się ze swoim mistrzem Arystotelesem w tym, że męskie płody zaczynają się ruszać około 40 dnia ciąży, żeńskie zaś - głupsze, pośledniejsze i w ogóle marne - dopiero w okolicach 90. Skoro zaś płód się rusza, znaczy to, że ma duszę, co osobiście uważam za niezbyt bezpieczne kryterium. Przykładowo nasz rodzinny kot Gender rusza się jak najbardziej, ale przecież coś co wygląda tak:

nie może mieć duszy... Nie, nie... zwierzęta duszy nieśmiertelnej nie mają - mogą się ruszać, ile chcą, ale zbawienia nie dostąpią:
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem -
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku.
Ponieważ jednak w drodze do kościoła przeciętny katolik musiał zauważyć, że od XIII wieku parę rzeczy się zmieniło na świecie, więc zmianie uległo również spojrzenie na kwestię duszy. Poruszanie się nie jest już kryterium świadczącym o jej posiadaniu - i kiedy widzę ruszającego się Gendera z mefistofelicznym błyskiem w oku, rozumiem zmianę podejścia. Otóż obecnie przyjmuje się, że taka zygota, to jednak nie jest człowiek nawet dla katolików. Kiedy spojrzy się na zdjęcia zygoty, dostępne nam bardziej niż w XIII wieku, trudno się z tą zmianą nie zgodzić. Rzeczywiście zygotę trudno pomylić z człowiekiem:
![]() |
zdj. http://www.raisinghale.com/2010/09/13/2-million-claim-pending-against-ct-in-embryo-mix-up/ |
Człowiek zaś - czyli mężczyzna, żeby nie było wątpliwości - wygląda tak:
![]() |
zdj.: SuperExpress |
Dlatego też Kościół katolicki zmienił podejście do zygoty, co należy katolikom zapisać na plus - pomimo swego światopoglądu potrafią zauważyć, że czasy zmieniają się powoli acz nieubłaganie. Możliwość zrobienia zdjęcia zygocie jest w tym układzie tyleż kłopotliwe, co brzemienne w skutkach dla umysłowej piramidy, na której poglądy kościelne są postawione. Otóż obecnie katolicy nie udowadniają, że zygota jest człowiekiem, mówią natomiast, że "komórka ta uczestniczy w moralnej godności należnej osobie", ponieważ z czasem zygota osobą się stanie. Ot... taka moralność prewencyjna. Stanowisko Kongregacji Nauki Wiary z 1974 jest podobne - można wątpić w to, czy zygota to człowiek, ale tępi biolodzy nic o świecie nie wiedzą, więc to nie ich prawo orzekać o tym, czym jest poczęcie: Można co najmniej stwierdzić, że współczesna nauka, nawet najbardziej zaawansowana, nie daje żadnego istotnego oparcia dla zwolenników przerywania ciąży. Zresztą nie do nauk biologicznych należy wydawanie decydującego orzeczenia o zagadnieniach ściśle filozoficznych i moralnych, a tego rodzaju jest zagadnienie chwili, w której powstaje osoba ludzka, lub o prawnej dopuszczalności przerywania ciąży. Z moralnego natomiast punktu widzenia wiadomo - choćby przypadkiem ktoś wątpił, czy skutkiem poczęcia jest osoba ludzka - że samo nawet narażenie się na niebezpieczeństwo popełnienia zabójstwa, jest obiektywnie grzechem ciężkim: "Człowiekiem jest ten, kto ma nim być"
Polska i Czechy różnią się ewidentnie w kwestii tego, co stanowi moralną podstawę prawa, szczególnie w dziedzinie przerywania ciąży. Nieskrępowani katolickimi nakazami Czesi nie mają czegoś, co zostało w Polsce nazwane kompromisem aborcyjnym, ponieważ kompromis ten przeczy zdrowemu rozsądkowi i jest jedynie wynikiem bezsilności polityków w starciu z siłami katolickich guseł. Warto też przypomnieć, że kompromis ten został uznany w 1997 za niezgodny z konstytucją. W Czechach aborcja jest legalna całkowicie do 12 tygodnia, zaś do 24 tygodnia jest legalna przy wskazaniu lekarskim. Poważne wady płodu mogą być powodem do przeprowadzenia aborcji w którymkolwiek momencie ciąży. Zabieg przerwania ciąży ze względu na wskazanie lekarskie jest refundowany, jednak koszt aborcji sprawia, że jest ona dostępna bez większych problemów również bez refundacji. Koszt zabiegu w Czechach oscyluje wokół kwoty 4000-6000 koron, czyli od 650 do 1000 złotych.
W efekcie w Czechach toczonych rakiem ateizmu i czerwiem bezpłatnej służby zdrowia, kobiety chciały aborcji i ją otrzymywały. Tyle tylko, że te same zateizowane i zdemoralizowane Czechy były w stanie w ciągu ostatnich 20 lat obniżyć wskaźnik ciąż kończonych aborcją z 50% do 16% i to bez sióstr Bernadet, arcybiskupów Paetzów i innych katolickich wykwitów moralności.
Ilość urodzonych w Czechach dzieci rośnie systematycznie i jest w przeliczeniu na 100 kobiet wyższa niż w pseudo-katolickiej Polsce. W efekcie Czechom udało się w ostatnich latach doprowadzić do systematycznego wzrostu demograficznego. W porównaniu do roku 2016 ilość aborcji zmniejszyła się w Czechach o około 1000. Pytanie, ile z tych 35.000 przeprowadzonych zabiegów mają na sumieniu Polki - katoliczki.
Jakie wnioski? Jak zwykle - bigoteria i religijne oburzenie nie prowadzą do niczego dobrego. Polska ma najsurowsze ustawodawstwo antyaborcyjne w Europie obok Irlandii. I co z tego? Kompletnie nic. Aborcja jest czynnikiem destabilizującym zarówno życie społeczne jak i funkcjonowanie państwa. W tym samym czasie liberalne Czechy mogą systematycznie obniżać ilość przeprowadzanych aborcji przy wyjątkowo liberalnym ustawodawstwie. Okazuje się, z czasem kobiety same z siebie wiedzą o tym, że aborcja jest złem i zazwyczaj łączy się z bólem i cierpieniem. Nie sądzę oczywiście, by ortodoksyjni katolicy spod znaku Jana Pawła II byli w stanie wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski - religia jest jednak jak opium dla mas...
Dzieli nas tylko granica z Czechami, a tam do wielu tematów mają zdroworozsądkowe podejście, przerywać ciążę można do 12 tygodnia, myślą tam prospołecznie, a nie kierują się ideologiami, kościół nie miesza się w politykę.
OdpowiedzUsuńW Czechach chcą rozmawiać na ten temat ze społeczeństwem, nie narzucają swoich przekonań
OdpowiedzUsuń