W zasadzie ubiegłoroczne życzenia wcale się nie zdezaktualizowały. Ale myślę, że rozszerzenie im nie zaszkodzi.
Przeczytajcie ten fragment:
Kiedy zaczynamy być dorośli, cały świat stoi przed nami otworem. Możemy żyć gdzie chcemy, być z kim chcemy, pracować gdzie sobie wymarzyliśmy - nie ma ograniczeń, chyba, że sami je sobie stawiamy.
Potem świat się zaczyna zawężać. Z racji studiów, które skończyliśmy lub nie; miejsca do życia, które wybraliśmy lub które przyszło samo; rodziny, którą założyliśmy, dzieci, które wychowujemy.
Wszystko toczy się szybko i mamy wrażenie, że bez naszej zgody i naszego udziału. Problemy w pracy, problemy naszych dzieci w szkole, problemy z dziećmi; mąż czy żona nas oczywiście nie rozumie, my jego/jej też nie. Poza tym okazało się, że żona wcale nie jest Anią Shirley ale Józią Pye, a mąż, który miał być Gilbertem Blythe jest tylko Karolem Sloane, tylko tego wcześniej nie wyłapaliśmy.
Na nic nie mamy czasu ani siły. Zamiast zaangażowanych filmów oglądamy seriale, bo nie wymagają wysiłku. Zamiast książek czytamy life- stylowe blogi i blogi o tematyce "jak zmienić swoje życie", bo są krótsze niż książki.
I wtedy przychodzi objawienie. Z wypiekami na twarzy połykamy hasła:
"Największa siła tkwi w nas samych"
"To jest Pierwszy Dzień Twojego Nowego Życia"
"Przyciągamy to, o czym myślimy- nie myśl o chorobach, a będziesz zdrowy, myśl o bogactwie, a będziesz bogaty."
"Czy twój mąż/żona na ciebie zasługuje?"
"Czy zależy ci na sobie?"
"Musisz wyjść ze swojej strefy komfortu".
Pojawiają się rady w stylu- zacznij uprawiać sport, wyjdź na spotkanie z przyjaciółmi, wyjedź w samotną podróż, zrób porządek w szafie, zmień pracę.
Pasjonujące jest czytanie komentarzy pod tymi postami, bo okazuje się, że dla tysięcy osób te teksty są odkryciem Ameryki. Trochę tak, jakbym Wam teraz powiedziała, że dziś jest poniedziałek. "O Boże, dziś jest poniedziałek??? - Strasznie ci dziękuje, ze mi o tym powiedziałaś, teraz mogę zmienić swoje życie". Albo gdybym oznajmiła, że jeśli chcecie za żonę Anię Shirley to sami się musicie trochę przyłożyć, żeby być jednak tym Gilbertem a nie Karolkiem. Że fajnie jest mieć hobby (na przykład wyjścia w góry) , że dobrze jest regularnie ćwiczyć (na przykład krav maga), że zamiast serialu można obejrzeć coś ambitniejszego (na przykład "Unforgiven"), że czasem można coś przeczytać i przeczytać (na przykład"Żart" Kundery), a wyjazd czasem na jakąś wystawę (na przykład Bruegela) sprawi, że zmienimy na chwilę perspektywę.
Każdy z nas inaczej ocenia, czy ma udane życie. To, co dla jednych jest szczytem marzeń, dla drugich jest nieistotnym elementem. Sami musimy wiedzieć, co powoduje, że uważamy, że jesteśmy szczęśliwi. Każdemu coś odbiera radość życia. U mnie to jest nuda i rutyna. Najgorszy okres w moim życiu to był urlop macierzyński. Nie znałam języka czeskiego, więc trudno mi było poznawać ludzi, nie pracowałam. Każdy dzień wyglądał tak samo. Przed depresją uratowały mnie weekendy, gdzie w każdy, niezależnie od pogody, wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy we troje zwiedzać Morawy. Miałam się na co cieszyć przez cały nudny, w moim odczuciu, tydzień. Dla wielu osób wydawało się to nie do pomyślenia- jak mogłam się nudzić? Miałam małe dziecko, mieszkałam w nowym miejscu, uczyłam się języka, poznawałam czeską kulturę i styl życia. A ja po tym doświadczeniu wiem, na co muszę uważać i czego muszę pilnować w swoim życiu- nie mogę się nudzić. I rzeczywiście od jakiegoś czasu NIE NUDZĘ SIĘ:))) i m.in. dlatego bardzo lubię swoje życie.
I tego Wam chcę życzyć na 2019 rok. Znajdźcie to, co Wam przeszkadza polubić swoje życie i wyeliminujcie na tyle, na ile się da. Wcale nie musicie zmieniać WSZYSTKIEGO od stycznia. Ludzie z reguły wcale nie są wielkimi pasjonatami zmian, zadowolenie im daje stabilizacja. Problem w tym, że zaczynają doceniać swoje życie dopiero wtedy, kiedy im zostaje odebrane.
ps. A życzenia ani optymistyczne, ani banalne wkrótce u Michała.
Przeczytajcie ten fragment:
E.Arenz "Zapach czekolady" |
Potem świat się zaczyna zawężać. Z racji studiów, które skończyliśmy lub nie; miejsca do życia, które wybraliśmy lub które przyszło samo; rodziny, którą założyliśmy, dzieci, które wychowujemy.
Wszystko toczy się szybko i mamy wrażenie, że bez naszej zgody i naszego udziału. Problemy w pracy, problemy naszych dzieci w szkole, problemy z dziećmi; mąż czy żona nas oczywiście nie rozumie, my jego/jej też nie. Poza tym okazało się, że żona wcale nie jest Anią Shirley ale Józią Pye, a mąż, który miał być Gilbertem Blythe jest tylko Karolem Sloane, tylko tego wcześniej nie wyłapaliśmy.
Na nic nie mamy czasu ani siły. Zamiast zaangażowanych filmów oglądamy seriale, bo nie wymagają wysiłku. Zamiast książek czytamy life- stylowe blogi i blogi o tematyce "jak zmienić swoje życie", bo są krótsze niż książki.
I wtedy przychodzi objawienie. Z wypiekami na twarzy połykamy hasła:
"Największa siła tkwi w nas samych"
"To jest Pierwszy Dzień Twojego Nowego Życia"
"Przyciągamy to, o czym myślimy- nie myśl o chorobach, a będziesz zdrowy, myśl o bogactwie, a będziesz bogaty."
"Czy twój mąż/żona na ciebie zasługuje?"
"Czy zależy ci na sobie?"
"Musisz wyjść ze swojej strefy komfortu".
Pojawiają się rady w stylu- zacznij uprawiać sport, wyjdź na spotkanie z przyjaciółmi, wyjedź w samotną podróż, zrób porządek w szafie, zmień pracę.
Pasjonujące jest czytanie komentarzy pod tymi postami, bo okazuje się, że dla tysięcy osób te teksty są odkryciem Ameryki. Trochę tak, jakbym Wam teraz powiedziała, że dziś jest poniedziałek. "O Boże, dziś jest poniedziałek??? - Strasznie ci dziękuje, ze mi o tym powiedziałaś, teraz mogę zmienić swoje życie". Albo gdybym oznajmiła, że jeśli chcecie za żonę Anię Shirley to sami się musicie trochę przyłożyć, żeby być jednak tym Gilbertem a nie Karolkiem. Że fajnie jest mieć hobby (na przykład wyjścia w góry) , że dobrze jest regularnie ćwiczyć (na przykład krav maga), że zamiast serialu można obejrzeć coś ambitniejszego (na przykład "Unforgiven"), że czasem można coś przeczytać i przeczytać (na przykład"Żart" Kundery), a wyjazd czasem na jakąś wystawę (na przykład Bruegela) sprawi, że zmienimy na chwilę perspektywę.
Każdy z nas inaczej ocenia, czy ma udane życie. To, co dla jednych jest szczytem marzeń, dla drugich jest nieistotnym elementem. Sami musimy wiedzieć, co powoduje, że uważamy, że jesteśmy szczęśliwi. Każdemu coś odbiera radość życia. U mnie to jest nuda i rutyna. Najgorszy okres w moim życiu to był urlop macierzyński. Nie znałam języka czeskiego, więc trudno mi było poznawać ludzi, nie pracowałam. Każdy dzień wyglądał tak samo. Przed depresją uratowały mnie weekendy, gdzie w każdy, niezależnie od pogody, wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy we troje zwiedzać Morawy. Miałam się na co cieszyć przez cały nudny, w moim odczuciu, tydzień. Dla wielu osób wydawało się to nie do pomyślenia- jak mogłam się nudzić? Miałam małe dziecko, mieszkałam w nowym miejscu, uczyłam się języka, poznawałam czeską kulturę i styl życia. A ja po tym doświadczeniu wiem, na co muszę uważać i czego muszę pilnować w swoim życiu- nie mogę się nudzić. I rzeczywiście od jakiegoś czasu NIE NUDZĘ SIĘ:))) i m.in. dlatego bardzo lubię swoje życie.
I tego Wam chcę życzyć na 2019 rok. Znajdźcie to, co Wam przeszkadza polubić swoje życie i wyeliminujcie na tyle, na ile się da. Wcale nie musicie zmieniać WSZYSTKIEGO od stycznia. Ludzie z reguły wcale nie są wielkimi pasjonatami zmian, zadowolenie im daje stabilizacja. Problem w tym, że zaczynają doceniać swoje życie dopiero wtedy, kiedy im zostaje odebrane.
ps. A życzenia ani optymistyczne, ani banalne wkrótce u Michała.
Komentarze
Prześlij komentarz