Czechy za sprawą reportażu Mariusza Szczygła z postacią Karela Gotta łączone są i dziś, choć przecież Karel Gott to nie całe Czechy (choć w zasadzie nie jesteśmy tego pewni w 100% - siła symboli jest czasem zaskakująca).
To, co mnie zawsze w przypadku Karela Gotta wzruszało, to niesamowity upór i przekonanie - jakże czeskie w swej istocie - że niezależnie od okoliczności człowiek musi wykonywać swoją pracę. Widać to było w zasadzie od samego początku jego kariery, kiedy jako uczeń szkoły elektroinstalatorów uczył się również w konserwatorium. Tak też zostało aż do samego końca kariery.
Swój ostatni singiel Karel Gott nagrał w maju tego roku - wraz ze swoją 13-letnią córką Charlotte Ellą Gottową. Piosenka już stała się symbolem, a przecież od śmierci śpiewaka minęło mniej niż pół dnia. Czeski słowik został oskarżony przez prasę bulwarową o robienie interesów przy użyciu własnej córki, ale ludzi to nie interesowało w ogóle. Piosenka ta wybrzmiała na pogrzebie tragicznie zmarłego piłkarza Josefa Szurala i zapewne w przyszłości również będzie starała się podtrzymać na duchu tych, którzy pozostają. Bo też czasem każdy potrzebuje takich właśnie słów:
Życie Karela Gotta było bogate - w ostatnim wywiadzie, który nagrał wkrótce po swoich 80. urodzianch dla RadiaŽurnal sam mówił, że ma poczucie, iż udało mu się przeżyć kilka żyć.
Jego pierwsze życie to z pewnością życie-bycie gwiazdą czechosłowackiej estrady. Niezliczona ilość piosenek, które w Czechach stały się doskonale rozpoznawalne, niezliczona ilość sprzedanych płyt, niekończące się oklaski po jego wystąpieniach. To właśnie życie Gotta sprowokowało M. Szczygła do pisania o Gottlandzie, bo też rzeczywiście nie było w Czechach drugiej tak wyrazistej osobowości artystycznej w obrębie pop-kultury.
Drugie życie Gotta toczyło się poza granicami Czechosłowacji. Było to życie, które dziś przeżywają gwiazdy światowej rozrywki. Jak sam wspominał, miał okazję poznać Duka Ellingtona czy wymieniać się na scenie w Las Vegas z Frankiem Sinatrą. Jeszcze w roku 1968 Karel Gott występował w konkursie Eurowizji reprezentując Austrię. Największe jednak sukcesy święcił w Niemczech, gdzie jego popularność była olbrzymia. To o tym właśnie życiu Gotta mówił G. Husaka, że "chciałby żyć jak w kapitalizmie a pracować jak w socjalizmie". Czy jednak ktokolwiek z nas nie chciałby dla siebie tego właśnie, szczególnie w okresie ponurej normalizacji?
Trzecie życię Gotta to życie uwikłane w politykę. Skoro o Gocie mówił sam Husak, to jasne było, że o piosenkarza upomni się komunistyczna władza. W drugiej połowie lat '70 kariera Gotta wchodziła w okres największych sukcesów. W styczniu 1977 Gott wystąpił w Teatrze Muzycznym w Pradze odczytując publicznie antykartę. We wspomnianym już wywiadzie Karell Gott wypowiedział się jasno - nie widział sensu w otwartym proteście, bo też co jest wart śpiewak protestujący, którego nikt nie może usłyszeć, bo komunistyczna władza nie pozwala mu śpiewać? I rzeczywiście - Gott protestował swoim sposobem. W tym samym roku nagrał opartą na piosence All by Myself Erica Carmena piosenkę Kam tenkrát šel můj bratr Jan, która nawiązywała do postaci Jana Palacha.
Zawsze można myśleć, że w złych czasach człowiek powinien się bardziej starać. Mnie jednak ten rodzaj oporu na swój sposób imponuje. Zawsze można w nim upatrywać oportunizmu, ale czeskie społeczeństwo ma zdecydowanie inny punkt widzenia na bunt i sprzeciw niż Polacy. Karelowi Gottowi nikt w zasadzie nie wypominał jego flirtu z władzą komunistyczną - wielu musiało robić to samo, a ci, którzy się z Gottem nie zgadzali, byli dalecy od potępiania zarówno jego, jak i innych sygnatariuszy antykarty.
Dzięki takim właśnie decyzjom Karel Gott pozostaje do dziś piosekarzem, który sprzedał najwięcej albumów w Czechach. Czasem musiał uczestniczyć w wydarzeniach groteskowych - i mam tu na myśli raczej wręczanie mu nagród Czeski Słowik w latach, w których nic nie nagrał, a nie wydarzenia z roku 1977. Kiedy w roku 2009 po swoich 70 urodzinach Karel Gott odbierał po raz kolejny tę nagrodę, prosił o ustanowienie limitu wiekowego, tak by nagrody nie przyznawać śpiewakom starszym niż 70 lat, choć dopuszczał, że dla niektórych może warto by było zrobić wyjątek, szczególnie dla takich, którym ten Słowik się należy:
Udało się bowiem Gottowi stworzyć image, z którym mógł grać na różne sposoby. Dla mnie do rangi symbolu urosło jego wystąpienie z roku 2012, kiedy po zajęciu w konkursie 2. miejsca Gott pokazał na ile zaangażowany politycznie może być ktoś, kto zajmuje się profesionalną karierą estradową:
Czechy bez Karela Gotta z pewnością wciąż będą Czechami, ale takimi trochę uboższymi. Odeszła osoba, ze zdaniem której liczyło się wielu, choć Gott nie brał aktywnego udziału w życiu politycznym i społecznym. Był i na zawsze pozostanie gwiazdą estrady - większą nawet niż sam Jara Cimrman, choć wydaje się to niemożliwe. Wierzyliśmy na tym blogu, że Karel Gott jest nieśmiertelny, bo taki właśnie nimb mu w Czechach towarzyszył. Byliśmy przekonani, że Czeskim Słowikiem zawsze będzie właśnie on, bo przecież któż inny? Ponoć życie nie znosi próżni, ale ciężko nam sobie wyobrazić, by w Czechach ktokolwiek mógł wypełnić pustkę po Gocie.
To, co mnie zawsze w przypadku Karela Gotta wzruszało, to niesamowity upór i przekonanie - jakże czeskie w swej istocie - że niezależnie od okoliczności człowiek musi wykonywać swoją pracę. Widać to było w zasadzie od samego początku jego kariery, kiedy jako uczeń szkoły elektroinstalatorów uczył się również w konserwatorium. Tak też zostało aż do samego końca kariery.
Swój ostatni singiel Karel Gott nagrał w maju tego roku - wraz ze swoją 13-letnią córką Charlotte Ellą Gottową. Piosenka już stała się symbolem, a przecież od śmierci śpiewaka minęło mniej niż pół dnia. Czeski słowik został oskarżony przez prasę bulwarową o robienie interesów przy użyciu własnej córki, ale ludzi to nie interesowało w ogóle. Piosenka ta wybrzmiała na pogrzebie tragicznie zmarłego piłkarza Josefa Szurala i zapewne w przyszłości również będzie starała się podtrzymać na duchu tych, którzy pozostają. Bo też czasem każdy potrzebuje takich właśnie słów:
Życie Karela Gotta było bogate - w ostatnim wywiadzie, który nagrał wkrótce po swoich 80. urodzianch dla RadiaŽurnal sam mówił, że ma poczucie, iż udało mu się przeżyć kilka żyć.
Jego pierwsze życie to z pewnością życie-bycie gwiazdą czechosłowackiej estrady. Niezliczona ilość piosenek, które w Czechach stały się doskonale rozpoznawalne, niezliczona ilość sprzedanych płyt, niekończące się oklaski po jego wystąpieniach. To właśnie życie Gotta sprowokowało M. Szczygła do pisania o Gottlandzie, bo też rzeczywiście nie było w Czechach drugiej tak wyrazistej osobowości artystycznej w obrębie pop-kultury.
Drugie życie Gotta toczyło się poza granicami Czechosłowacji. Było to życie, które dziś przeżywają gwiazdy światowej rozrywki. Jak sam wspominał, miał okazję poznać Duka Ellingtona czy wymieniać się na scenie w Las Vegas z Frankiem Sinatrą. Jeszcze w roku 1968 Karel Gott występował w konkursie Eurowizji reprezentując Austrię. Największe jednak sukcesy święcił w Niemczech, gdzie jego popularność była olbrzymia. To o tym właśnie życiu Gotta mówił G. Husaka, że "chciałby żyć jak w kapitalizmie a pracować jak w socjalizmie". Czy jednak ktokolwiek z nas nie chciałby dla siebie tego właśnie, szczególnie w okresie ponurej normalizacji?
Trzecie życię Gotta to życie uwikłane w politykę. Skoro o Gocie mówił sam Husak, to jasne było, że o piosenkarza upomni się komunistyczna władza. W drugiej połowie lat '70 kariera Gotta wchodziła w okres największych sukcesów. W styczniu 1977 Gott wystąpił w Teatrze Muzycznym w Pradze odczytując publicznie antykartę. We wspomnianym już wywiadzie Karell Gott wypowiedział się jasno - nie widział sensu w otwartym proteście, bo też co jest wart śpiewak protestujący, którego nikt nie może usłyszeć, bo komunistyczna władza nie pozwala mu śpiewać? I rzeczywiście - Gott protestował swoim sposobem. W tym samym roku nagrał opartą na piosence All by Myself Erica Carmena piosenkę Kam tenkrát šel můj bratr Jan, która nawiązywała do postaci Jana Palacha.
Zawsze można myśleć, że w złych czasach człowiek powinien się bardziej starać. Mnie jednak ten rodzaj oporu na swój sposób imponuje. Zawsze można w nim upatrywać oportunizmu, ale czeskie społeczeństwo ma zdecydowanie inny punkt widzenia na bunt i sprzeciw niż Polacy. Karelowi Gottowi nikt w zasadzie nie wypominał jego flirtu z władzą komunistyczną - wielu musiało robić to samo, a ci, którzy się z Gottem nie zgadzali, byli dalecy od potępiania zarówno jego, jak i innych sygnatariuszy antykarty.
Dzięki takim właśnie decyzjom Karel Gott pozostaje do dziś piosekarzem, który sprzedał najwięcej albumów w Czechach. Czasem musiał uczestniczyć w wydarzeniach groteskowych - i mam tu na myśli raczej wręczanie mu nagród Czeski Słowik w latach, w których nic nie nagrał, a nie wydarzenia z roku 1977. Kiedy w roku 2009 po swoich 70 urodzinach Karel Gott odbierał po raz kolejny tę nagrodę, prosił o ustanowienie limitu wiekowego, tak by nagrody nie przyznawać śpiewakom starszym niż 70 lat, choć dopuszczał, że dla niektórych może warto by było zrobić wyjątek, szczególnie dla takich, którym ten Słowik się należy:
Udało się bowiem Gottowi stworzyć image, z którym mógł grać na różne sposoby. Dla mnie do rangi symbolu urosło jego wystąpienie z roku 2012, kiedy po zajęciu w konkursie 2. miejsca Gott pokazał na ile zaangażowany politycznie może być ktoś, kto zajmuje się profesionalną karierą estradową:
Czechy bez Karela Gotta z pewnością wciąż będą Czechami, ale takimi trochę uboższymi. Odeszła osoba, ze zdaniem której liczyło się wielu, choć Gott nie brał aktywnego udziału w życiu politycznym i społecznym. Był i na zawsze pozostanie gwiazdą estrady - większą nawet niż sam Jara Cimrman, choć wydaje się to niemożliwe. Wierzyliśmy na tym blogu, że Karel Gott jest nieśmiertelny, bo taki właśnie nimb mu w Czechach towarzyszył. Byliśmy przekonani, że Czeskim Słowikiem zawsze będzie właśnie on, bo przecież któż inny? Ponoć życie nie znosi próżni, ale ciężko nam sobie wyobrazić, by w Czechach ktokolwiek mógł wypełnić pustkę po Gocie.
Bardzo ciekawy artykuł.
OdpowiedzUsuńOsobiście nawet za bardzo Gotta nie lubiłem. Piosenki wpadały w ucho owszem, ale ta przesadna sława, która go otaczała zaczęła mnie ostatnimi czasy drażnić. Dla przeważającej części narodu czeskiego (nie tylko oczywiście) był idolem jakiego świat nie widział.
Ale pytanie, które zadawałem sobie i innym za każdym razem kiedy ostatnie lata dostawał Słowiki to: Za co? Przecież już nawet nie śpiewa tyle co przedtem, nie tworzy tyle co przedtem. Ludzie mu posyłali swoje głosy tylko dlatego, że tak robiła większość.
Z pewnego (zaufanego) źródła, że i tak nie było by to wystarczające, więc o to aby wygrał starał się sam artysta dzięki temu, że kupował sobie te głosy sam. Nikt tego nie ujawni, dopóki nie znajdzie się ktoś kto pracuje w showbiznesie i wie jak to tam chodzi.
Co do robienia interesów za pomocą swojej córki jestem trochę innego zdania.
To nie był interes, który miał przynieść zysk jemu. On się postarał aby jego córka zabłysnęła w świetle reflektorów.
Kto ze "zwykłych śmiertelników" dostanie się na Top listy o ile nie ma kasy ani znajomości?
Znam wiele świetnych kapel, artystów, którzy nie dostaną się nawet do radia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dzięki za ciepłe słowa. Co do samego Gotta to w sumie nasuwa się jedno podsumowanie - shobiznes to biznes jak każdy inny, budujesz markę cierpliwością i pieniędzmi. Jeśli prawdą jest, że sam kupował sobie głosy, to nawet bym chyba nie był w stanie go potępiać - w końcu FB, Instagram i inni tacy głównie dzięki temu żyją, a ich nikt nie potępia.
Usuńmoim zdaniem to nie fer dla tych którzy nie mają kasy aby osiągnęli "sukces" To nieuczciwe.
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis o Gottlandzie! Książka Olgi Tokarczuk to prawdziwa uczta dla miłośników literatury, łącząca różne historie i wątki, które składają się na obraz tego miejsca. Uwielbiam sposób, w jaki autorka przedstawia historie ludzi i ich zmagania z rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy rozdział to osobna opowieść, która skłania do refleksji nad kulturą i historią. Jakie były Wasze odczucia po przeczytaniu tej książki? Czy jest jakiś szczególny fragment, który zapadł Wam w pamięć? Chętnie poznam Wasze opinie!