Swego czasu prof. Jacek Baluch stwierdził, że czeski język specjalnie go już nie bawi, bo po prostu za dobrze go zna, a jako filolog jest w stanie też przewidywać pewne zachowania językowe, na przykład kierunek tworzenia nowych wyrazów. Wstyd przyznać, ale ja wciąż nie jestem na tym etapie znajomości czeskiego. Na szczęście... bo dzięki temu wciąż się łapię na tym, że czeski i w codziennym życiu mnie bawi - ot taki langtertainment.
Bo weźmy takie tytułowe kurvítka...
Nie wiadomo w zasadzie, czego od nich oczekiwać. Czy choroby wenerycznej, czy stanu permanentnej irytacji, czy może jakiejś formy urzędniczej niekompetencji, przez analogię do naszej biurwy - tyleż obrazowej, co i wulgarnej.
Nic z tych rzeczy, kurvítka bowiem, to taki ludowy terminus technicus na coś, co po polsku mniej jest atrakcyjne, przynajmniej z językowego punktu widzenia. Chodzi mianowicie o zjawisko planowanego starzenia produktów. W polskich mediach dość często temat ten powraca, zazwyczaj jednak żaden konkretny element, doprowadzający do zepsucia się sprzętu nie jest wskazywany. W efekcie Polacy nie mają kurvítek, a Czesi jak najbardziej mają. Kurvítko to po prostu taki element urządzenia, który odpowiada za to, by zepsuło się ono zaraz po upływie gwarancji, nie zaś przed jej końcem.
Najprostsza wszelko definicja kurvítka mówi, że jest to taki element urządzenia, który w wyniku demontażu tegoż urządzenia zostaje luzem po ponownym złożeniu całości. Warunkiem koniecznym jest oczywiście by urządzenie działało i bez tej części. W efekcie jest jasne, że istnienia tej części nie da się uzasadnić, co wystarcza do snucia teorii spiskowych. Im bardziej zaś anonimowy handel, tym większe szanse, że klienci nie będą reklamować produktów, co sprawia, że kurvítka coraz częściej łączone są ze sklepami internetowymi:
(objednat to tyle co zamówić - reszta jest chyba samowyjaśniająca się)
Kurvítko takie jest zatem samym złem, więc nie powinno się dziwić, że otrzymało taką nieprzyjemną nazwę. Działa na niekorzyść konsumenta, w sposób podstępny i ciężki do udowodnienia. Jego istnienie jest ukrywane przez producentów i dlatego też dla konsumentów jest elementem szerokiego spisku zawiązanego przez ponadnarodowe korporocje.
Niezależnie, czym owo kurvítko jest, jego semantyczne istnienie wydaje się ważniejsze niż istnienie fizyczne, bo też czy nie miło jest zrzucić odpowiedzialność na coś tak ładnie się nazwającego?
Bo weźmy takie tytułowe kurvítka...
Nie wiadomo w zasadzie, czego od nich oczekiwać. Czy choroby wenerycznej, czy stanu permanentnej irytacji, czy może jakiejś formy urzędniczej niekompetencji, przez analogię do naszej biurwy - tyleż obrazowej, co i wulgarnej.
Nic z tych rzeczy, kurvítka bowiem, to taki ludowy terminus technicus na coś, co po polsku mniej jest atrakcyjne, przynajmniej z językowego punktu widzenia. Chodzi mianowicie o zjawisko planowanego starzenia produktów. W polskich mediach dość często temat ten powraca, zazwyczaj jednak żaden konkretny element, doprowadzający do zepsucia się sprzętu nie jest wskazywany. W efekcie Polacy nie mają kurvítek, a Czesi jak najbardziej mają. Kurvítko to po prostu taki element urządzenia, który odpowiada za to, by zepsuło się ono zaraz po upływie gwarancji, nie zaś przed jej końcem.
Najprostsza wszelko definicja kurvítka mówi, że jest to taki element urządzenia, który w wyniku demontażu tegoż urządzenia zostaje luzem po ponownym złożeniu całości. Warunkiem koniecznym jest oczywiście by urządzenie działało i bez tej części. W efekcie jest jasne, że istnienia tej części nie da się uzasadnić, co wystarcza do snucia teorii spiskowych. Im bardziej zaś anonimowy handel, tym większe szanse, że klienci nie będą reklamować produktów, co sprawia, że kurvítka coraz częściej łączone są ze sklepami internetowymi:
(objednat to tyle co zamówić - reszta jest chyba samowyjaśniająca się)
Kurvítko takie jest zatem samym złem, więc nie powinno się dziwić, że otrzymało taką nieprzyjemną nazwę. Działa na niekorzyść konsumenta, w sposób podstępny i ciężki do udowodnienia. Jego istnienie jest ukrywane przez producentów i dlatego też dla konsumentów jest elementem szerokiego spisku zawiązanego przez ponadnarodowe korporocje.
Niezależnie, czym owo kurvítko jest, jego semantyczne istnienie wydaje się ważniejsze niż istnienie fizyczne, bo też czy nie miło jest zrzucić odpowiedzialność na coś tak ładnie się nazwającego?
Komentarze
Prześlij komentarz