Czesi w ostatnich wyborach parlamentarnych dorobili się premiera mniejszościowego rządu bez wotum zaufania, ale za to z prokuratorskimi zarzutami... Teraz zaś zaczynają myśleć, kogo wybrać na prezydenta. Tychże ludzi zapytano, co sądzą o akcji #MeToo.
Pytanie padło w trakcie objazdowego cyrku wszystkich kandydatów prowadzących kampanię - czyli wszystkich za wyjątkiem urzędującego prezydenta, który publicznie ogłosił, że on żadnej kampanii w ogóle nie będzie prowadził, a te plakaty po miastach, to nie on, tylko jego przyjaciele, więc się nie liczy jako kampania. Swoją drogą jest żenujące, że można powiesić taki plakat i powiedzieć zupełnie serio, że to promocja książki:
Ten post nie ma być jednak moją ulubioną rozrywką, czyli pastwieniem się nad Milošem Zemanem - święta idą i trzeba się wykazać odrobiną taktu, więc urzędującego prezydenta zostawmy i przyjrzyjmy się jego rywalom, którzy zostali zapytani o to, co sądzą o akcji #MeToo.
Na wstępie warto zwrócić uwagę, że wśród kandydatów nie ma żadnej kobiety, jest zaś wielu starszych mężczyzn, którzy startują w tej samej kategorii wiekowej co H. Weinstein. W zasadzie wszyscy na wstępie zaznaczyli, że akcję rozumieją i w zasadzie popierają, ale...
Najpoważnieszy kandydat - J. Drahoš (były przewodniczący Czeskiego Akadedemii Nauk) - stwierdził, że akcja ta sprawia, że jest zniesmaczony, w czym sekundował mu młodszy Marek Hilšer (pracownik naukowy Uniwersytetu Karola), który dodał jeszcze, że sam nigdy nie był molestowany. Padło też stwierdzenie, że łatwo jest kogoś w ten sposób pomówić. Michal Horaček (dziennikarz, poeta i antropolog) dodał, że sam w zasadzie żałuje, że żadne młode kobiety nie próbowały go zgwałcić. Były ambasador Czech we Francji Pavel Fischer stwierdził, że sprawy w ogóle nie śledzi, a były szef fabryki Škody żalił się, że nie raz i nie dwa przepuszczał kobiety w drzwiach albo podawał im płaszcz, a teraz którakolwiek z nich może powiedzieć, że to było źródło seksualnej traumy. Niektórzy kandydaci stwierdzili na koniec, że cała akcja jest podejrzana, bo jakoś nikt nie oskarża biednych bezdomnych, ale zawsze uderza się w bogatych mężczyzn na stanowiskach (Jiři Hynek). Cay ten kabaret zakończył się żarcikami, że jak teraz jakiś chłopak będzie chciał porozmawiać z ładną dziewczyną, to będzie musiał podawać wniosek z opłatą skarbową.
Tak oto sobie poważni starsi panowie pożartowali z gwałtów i połowy społeczeństwa. Garść statystyk:
Być kandydatem na prezydenta i żartować sobie z tematu gwałtów przy takich statystykach ogólnokrajowych to dość ponury sposób na uprawianie polityki, który sam siebie komentuje. Jak dla mnie wszyscy panowie kandydujący na stanowisko prezydenta dyskwalifikują się sami. Dwie kobiety dziennie są w Czechach gwałcone i istnieje ponad 90-procentowa szansa, że o tym fakcie nie dowie się policja, a my sobie to w ciepłej atmosferze będziemy żałować, że żadna 19-latka nas nigdy nie zgwałciła. Nie ma bardziej przygnębiającego obrazu czeskiej polityki niż ten właśnie.
Z drugiej strony, czy można ich winić? Wyrastali w kraju, który zdaje się być obecnie bardziej ksenofobiczny i seksistowski niż Polska. Nie jest przypadkiem, że to właśnie wspólnie z braćmi Czechami Polska jest skarżona przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości UE. Oba kraje nawet nie starają się skrywać, że z ksenofobicznej etykiety są dumne. Taka sama zapewne duma dotyczy statystyk gwałtów.
Czeski system społeczny sprzyja zresztą dyskryminacji kobiet, czyni to jednak tak subtelnie, że same kobiety są z tego zadowolone. W trosce o demografię bowiem kobietom płaci się za urodzenie dziecka. Im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy. System ten sprawdza się - dzięki wyższym niż w Polsce statystykom dzietności oraz dzięki imigrantom. Republika Czeska ma szanse nie wymrzeć w przeciwieństwie do Polski czy Rosji. Warto też dodać, że ten system wprowadzono na długo przed polskim 500+, więc jego skutki warto analizować.
Całość tego układu uderza w kobiety, które decydują się zazwyczaj na urodzenie dwójki dzieci i pobieranie zasiłku przez łącznie 8 lat, bo na tyle go można rozłożyć. Człowiek - bez względu na płeć - po 8 latach braku aktywności zawodowej nie szansy na jakąkolwiek karierę. W najlepszym wypadku może zostać asystentką i dać się obmacywać szefowi. Oczywiście tego obmacywania nigdzie się nie zgłosi, bo przecież jakąś pracę trzeba mieć. Mąż znajduje sobie jakąś młodszą zazwyczaj - 50% rozwodów to w Czechach nie przypadek. I tak sobie Czesi żyją - zadowoleni zarówno z siebie, jak i ze swojego prezydenta.
Pytanie padło w trakcie objazdowego cyrku wszystkich kandydatów prowadzących kampanię - czyli wszystkich za wyjątkiem urzędującego prezydenta, który publicznie ogłosił, że on żadnej kampanii w ogóle nie będzie prowadził, a te plakaty po miastach, to nie on, tylko jego przyjaciele, więc się nie liczy jako kampania. Swoją drogą jest żenujące, że można powiesić taki plakat i powiedzieć zupełnie serio, że to promocja książki:
Nie prowadzę żadnej kampanii wyborczej mówi Miloš Zeman (fot. info.cz) |
Ten post nie ma być jednak moją ulubioną rozrywką, czyli pastwieniem się nad Milošem Zemanem - święta idą i trzeba się wykazać odrobiną taktu, więc urzędującego prezydenta zostawmy i przyjrzyjmy się jego rywalom, którzy zostali zapytani o to, co sądzą o akcji #MeToo.
Na wstępie warto zwrócić uwagę, że wśród kandydatów nie ma żadnej kobiety, jest zaś wielu starszych mężczyzn, którzy startują w tej samej kategorii wiekowej co H. Weinstein. W zasadzie wszyscy na wstępie zaznaczyli, że akcję rozumieją i w zasadzie popierają, ale...
Najpoważnieszy kandydat - J. Drahoš (były przewodniczący Czeskiego Akadedemii Nauk) - stwierdził, że akcja ta sprawia, że jest zniesmaczony, w czym sekundował mu młodszy Marek Hilšer (pracownik naukowy Uniwersytetu Karola), który dodał jeszcze, że sam nigdy nie był molestowany. Padło też stwierdzenie, że łatwo jest kogoś w ten sposób pomówić. Michal Horaček (dziennikarz, poeta i antropolog) dodał, że sam w zasadzie żałuje, że żadne młode kobiety nie próbowały go zgwałcić. Były ambasador Czech we Francji Pavel Fischer stwierdził, że sprawy w ogóle nie śledzi, a były szef fabryki Škody żalił się, że nie raz i nie dwa przepuszczał kobiety w drzwiach albo podawał im płaszcz, a teraz którakolwiek z nich może powiedzieć, że to było źródło seksualnej traumy. Niektórzy kandydaci stwierdzili na koniec, że cała akcja jest podejrzana, bo jakoś nikt nie oskarża biednych bezdomnych, ale zawsze uderza się w bogatych mężczyzn na stanowiskach (Jiři Hynek). Cay ten kabaret zakończył się żarcikami, że jak teraz jakiś chłopak będzie chciał porozmawiać z ładną dziewczyną, to będzie musiał podawać wniosek z opłatą skarbową.
Tak oto sobie poważni starsi panowie pożartowali z gwałtów i połowy społeczeństwa. Garść statystyk:
- ilość gwałtów w Czechach - do dwóch na dzień
- ilość gwałtów zgłaszanych policji - 8%
- ilość gwałtów popełnianych w rodzinie i zgłoszonych policji - 3%
Być kandydatem na prezydenta i żartować sobie z tematu gwałtów przy takich statystykach ogólnokrajowych to dość ponury sposób na uprawianie polityki, który sam siebie komentuje. Jak dla mnie wszyscy panowie kandydujący na stanowisko prezydenta dyskwalifikują się sami. Dwie kobiety dziennie są w Czechach gwałcone i istnieje ponad 90-procentowa szansa, że o tym fakcie nie dowie się policja, a my sobie to w ciepłej atmosferze będziemy żałować, że żadna 19-latka nas nigdy nie zgwałciła. Nie ma bardziej przygnębiającego obrazu czeskiej polityki niż ten właśnie.
Z drugiej strony, czy można ich winić? Wyrastali w kraju, który zdaje się być obecnie bardziej ksenofobiczny i seksistowski niż Polska. Nie jest przypadkiem, że to właśnie wspólnie z braćmi Czechami Polska jest skarżona przez Komisję Europejską do Trybunału Sprawiedliwości UE. Oba kraje nawet nie starają się skrywać, że z ksenofobicznej etykiety są dumne. Taka sama zapewne duma dotyczy statystyk gwałtów.
Czeski system społeczny sprzyja zresztą dyskryminacji kobiet, czyni to jednak tak subtelnie, że same kobiety są z tego zadowolone. W trosce o demografię bowiem kobietom płaci się za urodzenie dziecka. Im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy. System ten sprawdza się - dzięki wyższym niż w Polsce statystykom dzietności oraz dzięki imigrantom. Republika Czeska ma szanse nie wymrzeć w przeciwieństwie do Polski czy Rosji. Warto też dodać, że ten system wprowadzono na długo przed polskim 500+, więc jego skutki warto analizować.
Całość tego układu uderza w kobiety, które decydują się zazwyczaj na urodzenie dwójki dzieci i pobieranie zasiłku przez łącznie 8 lat, bo na tyle go można rozłożyć. Człowiek - bez względu na płeć - po 8 latach braku aktywności zawodowej nie szansy na jakąkolwiek karierę. W najlepszym wypadku może zostać asystentką i dać się obmacywać szefowi. Oczywiście tego obmacywania nigdzie się nie zgłosi, bo przecież jakąś pracę trzeba mieć. Mąż znajduje sobie jakąś młodszą zazwyczaj - 50% rozwodów to w Czechach nie przypadek. I tak sobie Czesi żyją - zadowoleni zarówno z siebie, jak i ze swojego prezydenta.
Komentarze
Prześlij komentarz