Niby nic nowego pod słońcem - każda propaganda boli, nawet jednostki z ilorazem inteligencji niewiele wyższym niż ameba. Problem polega na tym, że tego co serwują polskie serwisy informacyjne to nawet ameba przełknąć nie może, bo womituje. Wydaje się przy tym, że niektóre ameby ksztat przybierają adekwatny do tego, by ilustrować polską propagandę dobrej zmiany na przykład taki:
(fot. wikipedia)
W czym rzecz? Wczorajsze doniesienie PAP zostało zatytułowane: Polska i Czechy zacieśniają współpracę naukową i dotyczy podpisania rzekomo przełomowej - zacieśniającej współpracę - umowy. Fajnie w sumie, że podpisano. Chciałoby się nawet powiedzieć, że wreszcie. Skąd ten sceptycyzm?
Ano stąd, że to żadna nowa umowa, tylko przedłużenie czegoś, co działało już od dawna. Działało nawet dobrze, ale wygasło. Czesi prosili już od dawna o przedłużenie i nowy podpis, ale się nie mogli doprosić. Czesi nawet poczuwali się do tego, by przepraszać ludzi, którzy w ramach tych stypendiów mają jechać do Polski, że to nie ich wina, iż aneks nie jest wciąż podpisany i mówiąc szczerze pod adresem Polaków padły dość gorzkie słowa: odpowiadająca za przesłużenie pracownica Ministerstwa Szkolnictwa [czeskiego] prosiła o przekazanie informacji, że ministerstwo zrobiło wszystko, by zagwarantować przedłużenie umowy na czas. Tekst umowy - w formie praktycznie niezmienionej do dziś - był przesłany polskiej stronie we wrześniu 2016 a od początku tego roku czeska strona bezskutecznie przypominała o konieczności podpisu umowy. Akt podpisania umowy był ustalony na dzień 31.05.2017, przy okazji konkretnego wydarzenia, jednakże polska strona podpis odłożyła, ponieważ nie zdążyła na czas ukończyć niecodziennie złożonej procedury.
Nie trzeba być mistrzem empatii, by wyczuć stan irytacji towarzyszący tej informacji.
Innymi słowy od września zeszłego roku polskie ministerstwo czekało z podpisaniem czegoś, co w lepszych czasach zostało przez kompetentnych urzędników polskich i czeskich podpisane. Warto przy tym wiedzieć, że Czesi za wiele takich umów jak ta z Polską nie mają, bo nie chcą mieć. Jest to pozostałość po dawnych dobrych czasach, gdy prezydentem Czech był Vaclav Havel, a polskim ambasadorem Jacek Baluch. Po czasach, gdy współpraca polsko - czeska była współpracą, a nie polityczną mrzonką. Dziś - z tego co mi wiadomo analogiczną umową mają jeszcze z Czechami tylko Chiny.
I nurtuje mnie tylko pytanie, czy nie można było tej samej propagandy sukcesu wcześniej pouprawiać. Tym bardziej, że przy poprzednim przedłużeniu były takie same opóźnienia, choć potem polskie ministerstwo miało na tyle przyzwoitości, by taktownie przeprosić i nie chrzaniło farmazonów o "zacieśnianiu współpracy".
(fot. wikipedia)
W czym rzecz? Wczorajsze doniesienie PAP zostało zatytułowane: Polska i Czechy zacieśniają współpracę naukową i dotyczy podpisania rzekomo przełomowej - zacieśniającej współpracę - umowy. Fajnie w sumie, że podpisano. Chciałoby się nawet powiedzieć, że wreszcie. Skąd ten sceptycyzm?
Ano stąd, że to żadna nowa umowa, tylko przedłużenie czegoś, co działało już od dawna. Działało nawet dobrze, ale wygasło. Czesi prosili już od dawna o przedłużenie i nowy podpis, ale się nie mogli doprosić. Czesi nawet poczuwali się do tego, by przepraszać ludzi, którzy w ramach tych stypendiów mają jechać do Polski, że to nie ich wina, iż aneks nie jest wciąż podpisany i mówiąc szczerze pod adresem Polaków padły dość gorzkie słowa: odpowiadająca za przesłużenie pracownica Ministerstwa Szkolnictwa [czeskiego] prosiła o przekazanie informacji, że ministerstwo zrobiło wszystko, by zagwarantować przedłużenie umowy na czas. Tekst umowy - w formie praktycznie niezmienionej do dziś - był przesłany polskiej stronie we wrześniu 2016 a od początku tego roku czeska strona bezskutecznie przypominała o konieczności podpisu umowy. Akt podpisania umowy był ustalony na dzień 31.05.2017, przy okazji konkretnego wydarzenia, jednakże polska strona podpis odłożyła, ponieważ nie zdążyła na czas ukończyć niecodziennie złożonej procedury.
Nie trzeba być mistrzem empatii, by wyczuć stan irytacji towarzyszący tej informacji.
Innymi słowy od września zeszłego roku polskie ministerstwo czekało z podpisaniem czegoś, co w lepszych czasach zostało przez kompetentnych urzędników polskich i czeskich podpisane. Warto przy tym wiedzieć, że Czesi za wiele takich umów jak ta z Polską nie mają, bo nie chcą mieć. Jest to pozostałość po dawnych dobrych czasach, gdy prezydentem Czech był Vaclav Havel, a polskim ambasadorem Jacek Baluch. Po czasach, gdy współpraca polsko - czeska była współpracą, a nie polityczną mrzonką. Dziś - z tego co mi wiadomo analogiczną umową mają jeszcze z Czechami tylko Chiny.
I nurtuje mnie tylko pytanie, czy nie można było tej samej propagandy sukcesu wcześniej pouprawiać. Tym bardziej, że przy poprzednim przedłużeniu były takie same opóźnienia, choć potem polskie ministerstwo miało na tyle przyzwoitości, by taktownie przeprosić i nie chrzaniło farmazonów o "zacieśnianiu współpracy".
Komentarze
Prześlij komentarz