Przejdź do głównej zawartości

Komu to jeszcze przeszkadza?

Nigdy nie uważałem wiersza "Koniec i początek" za dobry na tle całości dorobku Szymborskiej. Jego prostota i jednoznaczność sprawiały na mnie wrażenie, że idzie raczej o pacyfistyczną propagandę niż o poezję:

Ktoś z miotłą w rękach
wspomina jeszcze jak było.
Ktoś słucha
przytakując nie urwaną głową
Ale już w ich pobliżu
zaczną kręcić się tacy,
których to będzie nudzić.

Ktoś czasem jeszcze
Wykopie spod krzaka
przeżarte rdzą argumenty
i poprzenosi je na stos odpadków.

Ci, co wiedzieli
o co tutaj szło,
muszą ustąpić miejsca tym,
co wiedzą mało.
I mniej niż mało.
I wreszcie tyle co nic.

W trawie, która porosła
przyczyny i skutki,
musi ktoś sobie leżeć
z kłosem w zębach
i gapić się na chmury.

Bywają jednak dni, kiedy bardziej niż poezji ludzie potrzebują propagandy. I w moim odczuciu przedwczoraj właśnie był taki dzień, a to ze względu na dwa symbole. Szymborska symbolom nie dowierzała - starała się za ich dwuznacznością odkrywać naturalność i normalność. Za dwoma symbolicznymi wydarzeniami, które miały dziś miejsce w Polsce i w Czechach nie stoi jednak żadna normalność i naturalność, a raczej wstyd i poczucie hańby. Czy komuś te odczucia jeszcze w ogóle przeszkadzają?

Wydarzenie pierwsze wyglądało tak:


Tak właśnie wygląda zatrzymanie Władysława Frasyniuka. W roku 2018 żeby nie było żadnych wątpliwości jak to miało wcześniej z innm zdjęciem. Szósta rano i skucie kajdankami... Czy naprawdę można traktować 64-letnią legendę opozycji jak niebezpiecznego bandytę? Skąd to nagłe zamiłowanie polskiej policji do przestrzegania procedur? Rozumiem, że kogoś, kto odmawia stawienia się na wezwanie prokuratury - nawet takiej, jaką teraz ma Polska - należy do tej prokuratury doprowadzić. Władysław Frasyniuk z pewnością liczył się z tym, kiedy ogłaszał swój akt obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale czy to oznacza automatyczną zgodę na demonstrację buty i pogardy ze strony polskiej policji? Nie! To oznacza tylko tyle, że policja jest równie skompromitowana jak polska armia po rządach p. Macierewicza i polska dyplomacja po rządach p. Waszczykowskiego. Policjantom podobno było głupio i przpraszali, a w swej laskawości mieli nawet zapiąć pasy bezpieczeństwa podejrzanemu. Idę o zakład, że wśród policjantów strzelających do robotników na Wybrzeżu też byli tacy, którym było głupio. Że analogia trąci hiperbolą? Nie moja wina  - w sądach, prokuraturach, trybunałach konstytucyjnych, spółkach skarbu państwa, policji, armii, kuratoriach, mediach publicznych - mamy teraz masę ludzi, którzy tylko wykonują rozkazy przyczyniając się do całkowitej dewastacji państwa. 

Wydarzenie drugie mogłoby wyglądać tak (tryb przypuszczający wynika z faktu, że A. Babiš nie stawił się tym razem osobiście w Bratysławie) :



Owszem... to jeden z ulubieńców tego blogu - premier w dymisji (zapewne niekończącej się) Andrej Babiš. Andrej Babiš już od jakiegoś czasu starał się przed słowackimi sądami udowodnić, że został pokrzywodzony poprzez wpisanie go na listę tajnych współpracowników StB, czyli komunistycznej bezpieki. I właśnie wczoraj słowacki sąd uznał, że A. Babiš nie ma racji - inaczej mówiąc potwierdzone zostało, że osoba desygnowana na premiera Czech była świadomym tajnym współpracownikiem czechosłowackiej komunistycznej bezpieki. Czy komuś to przeszkadza? Pozornie tak... już dziś liderzy innych partii niż Babišowe ANO stwierdzali, że z kimś takim trudno wyobrazić sobie współpracę, ale prawdę powiedziawszy brzmiało to raczej jak podbijanie stawki w politycznej grze niż jako ideowa deklaracja. W końcu ČSSD współrządziło dość długo z A. Babišem jako wicepremierem i wówczas agenturalna przeszłość nikomu nie przeszkadzała. Oczywiście A. Babiš nie traci dobrego samopoczucia - już stwierdził: "wczoraj Czeska Telewizja klasycznym sposobem rozpowszechniała nieprawdę twierdząc, że przed sądem definitywnie przegrałem. To nie jest prawda. Ja przed sądem wygrałem już raz i wygram po raz drugi". Oskarża przy tym o manipulację dziennikarzy, słowackie MSW i inne instytucje. Prawda jest jednak taka, że od wyroku, który zapadł, odwołania nie ma i o czeskim premierze można mówić i pisać nie tylko, że był kapusiem, ale również że jest kłamcą.

Czy to jeszcze w ogóle komuś przeszkadza? Paru ludziom zapewne tak. Większość jednak wybiera leżenie i gapienie się w chmury. Pomiędzy tymi, którym niskie standardy współczesnej polityki przeszkadzają, znaleźć można na przykład Władysława Frasyniuka, ale on Czechii nie pomoże, a wielce też wątpliwe, by na krótką metę pomógł i Polsce. Nikt już bowiem nie chce być partyzantem z wyciętego lasu, moralnym zwycięzcą czy inną niedojdą. Brzmi to dość ponuro, ale przecież tak właśnie jest. Szkoda nam naszego życia na walkę z siłami, z którymi z pozoru nie da się wygrać. Mamy swoje rodziny, swoje priorytety i tylko jedno życie, by temu wszystkiemu podołać i na wszystko znaleźć czas. Można sobie język strzępić na blogach, manifestować po 200 osób, ale żeby poświęcić całe życie...?

Co więcej, zawsze nasuwa się pytanie, czy po tylu latach da się jeszcze ocenić obiektywnie, jakimi ludźmi byli ci wszyscy politycy pokroju Babiša czy Piotrowskiego przed 1989 i co wówczas robili. Babiš podpisywał bezpiece dokumenty, ale czy rzeczywiście komuś szkodził? To raczej nie... Piotrowski oskarżał, bo był prokuratorem, ale podobno zachowywał się przyzwoicie. I teraz ma się ich oceniać z pozycji moralnej wyższości i niższości w hierarchii społecznej? Czas przynosi zreszta nie tylko zapomnienie, ale również nowe interesy do załatwienia, w których przeszłość może, choć nie, musi przeszkadzać.

Swego czasu na przykład prezydent Zeman odmówił wręczenia nominacji profesorskiej pewnemu fizykowi i tłumaczył to jego rzekomymi (nigdy ich nie potwierdzono, a sprawą zajmuje się ponownie sąd pierwszej instancji po interwencji Naczelnego Sądu Administracyjnego) kontaktami z StB. Z profesorem fizyki p. Zeman nie miał nic wspólnego, więc łatwo było mu odgrywać rolę moralnie oburzonego starca. Inaczej rzecz się ma, kiedy na horyzoncie pojawił się problem współpracy z StB politycznego partnera, z którym cały czas ubija się polityczne interesy. Kiedy w świetle prawa potwierdzono fakt współpracy prezydenckiego pupilka/premiera w dymisji (niepotrzebne skreślić), ten sam moralnie oburzony prezydent stwierdził wprost, że za zło odpowiedzialności nie ponoszą szeregowi tajni współpracownicy, ale tylko oficerowie, bo przecież biednym agentom groziła strata pracy czy inne szykany np. to, że dzieci nie dostaną się do szkoły.

Mniej więcej przed rokiem zmarł ojciec mojej dobrej znajomej w Czechach - Milan Sehnal. Znajoma ta musiała zrezygnować ze swego wymarzonego kierunku studiów i studiować rusycystykę, bo jako córka wroga ludu nie mogła studiować nic innego. W tym samym czasie A. Babiš mógł robić, co chciał. I dzisiaj dowiadujemy się, że to jest moralnie pozytywne i nic w tym nie ma złego, że jedni donoszą tajnej policji, inni zaś mają dzieci prześladowane przez system polityczny. Prezydent Zeman obraża swoim zachowaniem wszystkich tych, którzy cierpieli w okresie komunizmu w Czechosłowacji, ale jest mu to obojętne, bo nie poświęci przecież zysków politycznych w imię prawdy. Można by oczywiście przypomnieć prezydentowi sztandar powiewający nad jego siedzibą:



Tak... tak... Prawda zwycięży - tzw. sztandar prezydenta Republiki Czeskiej - jeden z sześciu narodowych symboli czeskich nie pozostawia złudzeń. Powstaje tylko pytanie, kiedy? Hasło to zostało wzięte z listu Jana Husa. W wypadku Husa trwało to kilkaset lat.

Mirka właśnie pisze o komunistach, filmach, reżyserach, ludzkiej małości i wielkości... Filmy wciąż można oglądać, na komunistów wciąż można głosować, ludzie wciąż są mali lub wielcy, ale zazwyczaj przeciętni. Nic się nie zmieniło. Od aksamitnej rewolucji czy okrągłego stołu upłynęło już tyle lat, że nowe niesprawiedliwości przykrywają grzechy systemu komunistycznego, pojawiały się nowe problemy i nowe niegodziwości. Ci, którzy są ofirami tych nowych niegodziwości głosują na populistów takich jak A. Babiš, bo wierzą w ich polityczne kłamstwa. Ci, w których gospodarcze nierówności naszych czasów nie uderzają tak mocno, ustepują miejsca tym, którzy wiedzą mało. Mirka wierzy, że to wszystko da się jeszcze zatrzymać. Mirka wierzy również w sztukę - wierzy, że jeśli wystarczająco dużo ludzi oglądnie Ucho z 1970 czy Żart z 1969 albo przeczyta Nieznośną lekkość bytu, to zrozumieją oni, jaką wartością jest wolność i normalność. Oglądam z nią te wszystkie filmy, ale patrząc na wiadomości, na wyniki wyborów, na dyskusje w internecie mam nieodparte wrażenie, że to tylko rozpaczliwe próby zatrzymania się na etapie tych, którzy wiedzą mało. Bo my już jesteśmy tymi, którzy wiedzą mało - pokolenie naszych rodziców powoli odchodzi, a my - zabiegani w codzienności - nie zawsze nawet mieliśmy czas poznać ich przeżycia i ich doświadczenia. "Ci, co wiedzieli / o co tutaj szło, / muszą ustąpić miejsca tym, / co wiedzą mało" - to naturalna kolej rzeczy. Podobno pamięć ma walory adaptacyjne, przynajmniej w odniesieniu do jednostek. Ale czy pamięć społeczna ma też jakąś funkcję ewolucyjną? Wszyscy udajemy, że historia jest dla nas ważna. Mamy niby specjalne instytuty dbające o pamięć zarówno po polskiej jak i czeskiej stronie granicy, mamy muzea, ale w sumie to ciężko w tej materii o optymizm.

Wspomniana wcześniej koleżanka "skazana" na studiowanie rusycystyki opowiadała mi ostatnio historię związaną z jej tatą, który w okresie komunizmu przesiedział kilkanaście lat w w obozach, w tym również w kopalniach uranu, by na koniec zostać zrehabilitowanym w rolu 1960. Po 1989 nie chciał żadnych splendorów - chciał tylko pamięci i robił wszystko, by ludzie nie zapomnieli o zbrodniach systemu komunistycznego. Kiedy w Czechach gościły żony byłych dysydentów zaproponował na Uniwersytecie Palackiego spotkanie z nimi - by młodzież miała szansę poznać też bardziej osobisty aspekt tragedii, do których przyczynił się zbrodniczy sytem. Do spotkania jednak nie doszło, ponieważ ówczesne władze wydziału stwierdziły, że to studentów raczej nie zainteresuje. 

Widocznie musi być tak jak pisała Szymborska. Prawda być może zwycięży, ale znacznie później niż nam się wydaje. W momencie, gdy nie będzie to już miało żadnego znaczenia. By jednak nie kończyć tak pesymistycznie, wypada zacytować Milana Sehnala.

https://olomoucky.denik.cz/zpravy_region/zemrel-milan-sehnal-olomoucky-bojovnik-proti-totalite-20170106.html


Imponuje mi bowiem, że człowiek tak doświadczony przez życie był w stanie zachować tyle optymizmu:

Młodzi ludzie nie powinni poddawać się demagogii. Powinni używać własnego rozumu, korzystać z własnych doświadczeń, zaś ze starszych pokoleń brać tylko te pozytywne doświadczenia. Nie powinni też gonić za korzyściami materialnymi, bo według mnie to nie przyniesie im szczęścia. Doiero z dobrze wykonanej pracy albo z dobrego uczynku ma się to poczucie dobrze spełnionego obowiązku, chociaż nic konkretnego się z tego nie ma.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Elektronicky mordulec" czyli polsko-czeskie bzdury tłumaczeniowe.

Jakiś czas temu Leo Express reklamę połączeń do Polski oparł na tych dwóch frazach:   Maszyna szałęna (PL)  Rychlík Povałecz pęronówy (PL)  Výpravčí Dobrze, że dodał w nawiasie język, bo Polacy by nie wpadli na to, że pociąg pospieszny to po polsku maszyna szałęna a dyżurny ruchu to powałecz pęronówy. A nazywało się to:  Užitečné fráze, czyli mniej więcej przydatne frazy . Weszłam w dialog mailowy   z PR-owcem z LeoExpressu i p róbowałam go przekonać, że nie musi tworzyć nowych słówek, bo to, co jest, już nam dostarcza dużej radości, a jego kampania ma mniej więcej tyle wspólnego z prawdą, co stwierdzenie, że po czesku tytuł filmu "Terminator" to "Elektornický mordulec" a wiewórka to rzeczywiście  dřevní kocour"  a nie veverka, która wygląda tak: fot.: http://www.wallpapers13.com Po co wymyślać nowe znaczenia, jak można czerpać z tego, co jest naprawdę: akademik -   kolej biustonosz –   podprsenka karaluch-   šváb karabin -   puška piwn

Z czego śmieją się Czesi

Polakom statystyczny Czech kojarzy się ze Szwejkiem, z rubasznymi dowcipami opowiadanymi przy golonce i piwie. Śmieją się z siebie, maja sporo dowcipów rasistowskich o Romach,  śmieją się czasem z Polaków, ale niewiele o nas wiedzą. Stereotyp Polaka w dowcipach to kombinator, cwaniak i ..Pan Wołodyjowski z 3 Pancernymi (i psem). W 2014 r T- mobile wypuściło reklamę, która została wycofana po interwencji służb dyplomatycznych: https://www.youtube.com/watch?v=-0AyIVRUnSA Z kolei w serialu Kosmo niedawno emitowanym w czeskiej telewizji równo obrywa się wszystkim- i Słowakom i Niemcom i Polakom, ale najbardziej samym Czechom. https://www.youtube.com/watch?v=ZhSpzRtUYDo Dużo polsko-czeskich dowcipów opiera się na języku i z reguły jest bardzo dalekie od prawdy, np: Jak se řekne polsky kamzík? Koza turystyčna. Jak se řekne polsky homosexuál? Labužnik perdelovy. Jak se řekne polsky stolní ventilátor? Helikoptera pokojowa. Mamy niestety podobną opinię jak Ro

Płać i płacz czyli o wymianie złotych na korony albo koron na złote

Polscy znajomi często nas pytają, czy pomożemy im w założeniu konta w czeskim banku. Pomóc w tym możemy, ale bez adresu pobytu w Czechach lub adresu firmowego (choćby wirtualnego) czeskie banki i tak nie wyrażają zgody na założenie konta. Tak samo zresztą jest w Polsce, czeskie firmy bez polskiego adresu też mają problem z otwarciem konta. Słyszałam, że w Paribas po przekopaniu się przez długą i żmudną papierologię można takie konto czeskiej firmie otworzyć (ale ja osobiście po przejściach z bankiem Paribas zdecydowanie odradzam jakiekolwiek kontakty z tą instytucją - Michał). zdj.własne Ja w Czechach mam jeden ulubiony bank i jest nim Fio Bank. Mają świetną bankowość internetową i możliwość przesyłania SMS-ów potwierdzających na polski numer telefonu, co naprawdę jest rzadkością. Nie cierpię natomiast KB. Ile ja się nawalczyłam z tym ich kluczem zabezpieczającym jak go wprowadzali! :) W końcu zmieniłam bank, bo u mnie to po prostu nie działało. Niestety jeden z moich klientó

Ku pokrzepieniu (polskich) serc - o czeskich autostradach

Jednym ze stereotypów dotyczących Polski, które są nad wyraz trwałe - w tym również w Czechach - jest przekonanie, że w Polsce nie ma porządnych dróg. Ci, którzy w Polsce nie bywają w ogóle, są przekonani, że po tym kraju nie da się jeździć. Ci, którzy czasem wysuną swój nos poza Czechy wiedzą, że polskie autostrady w porównaniu z czeskimi są i na dodatek jeszcze jest ich sporo. Nie należą do rzadkości wypowiedzi na czeskich formach takie jak ta: Před 14 dnama sem jel asi 100 km po polské dálnici (Krapkowice-Wroclaw a zpět) a ... srovnatelně kvalitní dálnici u nás prakticky nemáme (snad enem nový úsek D11 u HK). Absolutně rovné, hladké, perfektní asfalt, přehledné, rychlé.... stabilních tachometrových 130 (bo co pár metrů radar). provoz podstatně menší než na naší D1. Prostě (Przed 14. dniami jechałem około 100 km po polskich autostradach (Krapkowice - Wrocław i z powrtorem) i... autostrady takiej jakości u nas praktycznie nie mamy (może tylko nowy odcinej D11 koło Hradca). Gładkie j

Brumbal v Bradavicich czyli "Harry Potter" po czesku

Czesi czasami lubią w tłumaczeniach poszaleć. Pavel i Vladimir Medkove (bracia) z rozmachem stworzyli zupełnie inny świat, niż jest w oryginale. I tak: młodzi czarodzieje studiują w szkole w Bradavicich, w następujących domach -Nebelvír, Mrzimor, Havraspár i Zmijozel. Więc odpowiednio jest też Godrik Nebelvír, Helga z Mrzimoru, Salazar Zmijozel i  Rowena   Havraspár .   Szkoły zagraniczne to Kruval i Krásnohůlky. Największy czarodziej świata to Albus Brumbal. Marta to Ufnukana Uršula a Moodego mówią Pošuk (dość obraźliwe słowo- a propos, czy ktoś z czesko-polskich czytelników ma pomysł, jak to przetłumaczyc?:) Zaproponowałam Dziwak, ale Małgosia mówi, że zupełnie nie...).  Zródło: www.sarden.cz Wszyscy namiętnie grają w famfrpála, gdzie należy złapać Zlatonkę i chodzą po szkole do Prasinek. Śmierciożercy to Smrtijedy, tu akurat dosłowne tłumaczenie. Gilderoy Lockhard doczekał się pasującego imienia Zlatoslav, a Pomyluna to Lenka Láskorádová. Minister magii nazywa się Pople