Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Jacka Balucha. Była to osoba, którą bez wahania możemy nazwać ojcem chrzestnym tego bloga - nie sądzimy, by ten honorowy tytuł znaczył dla Niego cokolwiek, ale tak jednak było...
Nigdy bowiem nie trafilibyśmy do Czech, gdyby prof. Baluch nie był pedagogiem dbającym o rozwój bohemistyki w ramach Uniwersytetu Jagiellońskiego. Paradoksalnie jednak wszystko zaczęło się od zajęć z metodyki nauczania języka polskiego, z którymi Jacek Baluch nie miał nic wspólnego, a bez których mało kto zawitałby na wykłady z literatury czeskiej. Obowiązkiem studentów polonistyki było bowiem ukończyć do końca czwartego roku studiów jeden kurs literatury obcej. Na roku pierwszym do wyboru była literatura francuska i rosyjska. Na roku drugim: rosyjska i francuska. Na roku trzecim - co nie będzie zaskoczeniem: ponownie francuska i rosyjska. Zaskoczenie pojawiło się dopiero w roku czwartym, kiedy to obok znanych już opcji pojawiły się wykłady z literatury angielskiej i czeskiej.
Literatura czeska wówczas jeszcze nie była w Polsce aż tak popularna, choć oczywiście wszyscy zaczytywali się Hrabalem czy Kunderą. Jako propozycja do studiowania brzmiała jednak literatura czeska raczej jako jeden z żartów wojaka Szwejka. Nikt z nas tego żartu nie potraktował poważnie i wszyscy zapisali się na literaturę angielską. Tyle tylko, że siatka godzin dla czwartego rocznika przewidywała odbycie praktyk w szkołach, które - tak się akurat złożyło - pokryły się z wykładami prof. Gibińskiej. "Bardzo nam przykro" - odpowiadały panie w sekretariacie na nasze prośby o zmiany.
No dobrze... skoro uniwersytet z nami tak, to my też będziemy dowcipni i zapiszemy się na wykłady z tej czeskiej. Chcecie szwejkować, to my też potrafimy... i nagle okazało się, że wykłady niejakiego Balucha trzeba przenieść do większej sali. Po pierwszym wykładzie i ta zresztą okazała się być zbyt małą, ale większej już nie było. I tak od próby zrobienia na złość administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego udało się nam trafić na jedne z najlepszych wykładów, jakich w ogóle mieliśmy okazję wysłuchać, a przecież konkurencja była silna - prof. Borowski, prof. Kulawik, prof. Tischner, prof. Błoński ... no i właśnie on - rzekłbym największy showman z nich wszystkich, a przy tym świetny slawista ze strukturalistycznym wykształceniem i swobodą światowca.
Już po pierwszym wykładzie było jasne, że zajęcia z literatury czeskiej nie będą tradycyjne. Jacek Baluch zdecydował się zachować dość oryginalny sposób układu materiału przeplatając historię literatury czeskiej wykładami o najnowszej czeskiej kulturze. Z wykładów tych stosunkowo szybko zaczął się wyłaniać obraz człowieka nieprzeciętnego. Tu i tam rzucone przypadkowo hasła o tym, że książkę Haszka (Historia partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa) przekładał w więzieniu - ilu wykładowców uniwersyteckich może sobie powiedzieć otwarcie na najstarszej polskiej uczelni, że siedziało w więzieniu. Zaczęło się szukanie, kim w ogóle jest ten facet... no i okazało się, że nie tylko siedział w więzieniu, ale również był ambasadorem.
I to właśnie po powrocie z placówki (i wcześniejszym powrocie z więzienia) Jacek Baluch trafił na Uniwersytet Jagielloński, z którego by nigdy zapewne nie zniknął, gdyby nie komuniści. Jako działacz NSZZ Solidarność był internowany - a co może robić internowany filolog, jak nie pracować naukowo. Wybór książki Haszka zapewne nie był przypadkowy - groteskowa opowieść o politycznym happeningu, w którym partia obiecywała małe kieszonkowe akwarium w zamian za oddanie na nią głosu było satyrą nie tylko na będącą w stanie rozkładu monarchią C.K., ale również na praskie środowiska. Polska stanu wojennego satyry na upadające państwo również potrzebowała.
Osoby bliskie Jackowi Baluchowi również miały tendencje do tego, by trafiać do więzienia. Wystarczy wspomnieć Vaclava Havla. Ta bliska przyjaźń znalazła swoje odzwierciedlenie w wykładach - jednym z najciekawszych był ten poświęcony esejowi Havla - Siła bezsilnych, o którym znowu można powiedzieć, że nie stracił na aktualności, podobnie jak przekładana książka Haszka. Zamiłowanie do eseju i tekstów, które okazywały się ponadczasowe, towarzyszyła Jackowi Baluchowi również wtedy, gdy na uniwersyteckie wykłady zapraszał Josefa Kroutvora - autora zbioru esejów Europa Środkowa - anegdota i historia. Któż inny jak nie Jacek Baluch mógł się odważyć na zaproszenie do audytorium, w którym nikt nie mówi po czesku, osoby nie mówiącej po polsku i jeszcze wyjść z tej próby zwycięsko. Wykład był fantastyczny.
Największą zasługa Jacka Balucha z pewnością pozostają setki polskich bohemistów - zarówno tych zawodowych, jak i tych pasjonatów, tłumaczy, czytelników. Literatura czeska zapewne byłaby popularna i bez Jego Ekscelencji, ale humor i spontaniczna radość czytania połączona z filologicznym wykształceniem sprawiała, że czeska literatura w podaniu Jacka Baluch działa jak magnes. Nie przesadzę chyba, kiedy powiem, że Jacek Baluch zrobił dla Czech w Polsce więcej niż którykolwiek z Polaków w ostatnich kilkudziesięciu latach. Tym większym smutkiem napawa fakt, że czeskie media w zasadzie nie odnotowały tej informacji - tylko czeski MSZ pamiętał o Jacku Baluchu. I nie jest usprawiedliwieniem, że śmierć Jacka Balucha zbiegła się z następującymi po sobie dwoma dniami świąt państwowych.
A jak się ma to wszystko do tego bloga? Ano tak, że po tych wykładach niektórzy poloniści zdecydowali się studiować bohemistykę, wliczając w to postacie tak nietuzinkowe jak prof. M. Nawrocki. To chyba największy komplement dla wykładowcy akademickiego. I choć żaden z nich - o ile mi wiadomo - bohemistyki nie ukończył, to u wszystkich przetrwała miłość do Czech i do czeskiej literatury oraz niekłamany podziw dla Jacka Balucha. Mnie zaś Jacek Baluch zdecydował się zatrudnić w Krakowie, z założeniem, że na jakiś czas wyjadę do Czech nauczyć się języka.
I rzeczywiście dzięki staraniom Jacka Balucha, który ponoć wówczas miał ważny głos przy obsadzaniu stanowisk lektorów języka polskiego w Czechach, trafiłem do Ołomuńca. Dziś zapewne uznano by to za kolejny przejaw działania sitwy - oto jeden człowiek decyduje o tym, kto do Czech pojedzie, a kto nie, ale mówiąc szczerze za cześć poczytuję sobie być niższym akolitą takiej sitwy, tym bardziej, że egzaminy musiałem zdać już bez niczyjej pomocy.
Czas pokazał, że do Polski z Ołomuńca nie miałem już wrócić. W Czechach moja żona znalazła pracę, w Czechach urodziła nam się córka. W Czechach wciąż pracowałem jako lektor, kiedy nastały w Polsce pierwsze rządy PiS i już wtedy wiedziałem, że do takiej Polski wracać nie chcę. Z profesorem Jackiem Baluchem miałem okazję się spotkać jeszcze kilkukrotnie w Krakowie, kiedy już był chory, ale wciąż szarmancki i dowcipny. Wiem, że bez niego życie mojej rodziny poukładałoby się zupełnie inaczej. Bez niego nie pisałbym dziś tych wspomnień na naszym blogu, bo nie byłoby żadnego bloga. Bez niego nie wspominałbym z rozrzewnieniem jego uwag o genologicznych właściwościach staroczeskiej alby. Bez niego nie wspominałbym konieczności robienia korekt czeskich tekstów bez znajomości języka czeskiego. Bez niego...
Komentarze
Prześlij komentarz